wtorek, 31 maja 2016

Things You See In A Graveyard


 Minęły wieki, odkąd ostatni raz miałam okazję ubrać tę sukienkę, nie wspominając nawet o tym, by stworzyć z jej udziałem jakiś wionący świeżością outfit.


 Pomimo radosnej zieleni w tle oraz świecącego słońca, stylizacja miała bić mrokiem. No cóż, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że może gdybym miała czarne włosy, całość prezentowałaby się dużo lepiej. Farbowanie jednak nie dla mnie, dlatego też cmentarny outfit przełamany jest nie tylko czerwienią haftu sukienki oraz bielą haftu znajdującego się na teczce, ale również brązem moich cienkich niczym szczurze ogonki warkoczyków :'D


Sukienka "Judgement Day" od Surface Spell Gothic jest moim najlepszym taobaowym zakupem ever. Ozdobiona czerwonym haftem przedstawiającym krzyż, róże oraz anioły dmące w trąby, zwiastujące koniec świata. Czegóż chcieć więcej? >D 


 Czarne perełki to klasyk, tego tłumaczyć nie muszę. Do cmentarnych klimatów idealnie wpasował się jeden z najnowszych nabytków: wisior-sekretnik w kształcie nagrobka od Restyle. Można na nim ujrzeć ludzkie czaszki, napis "RIP" oraz róże, ze wzgląd na które dokonałam zakupu ♥


 Ristajla ciąg dalszy: osławione rękawiczki "Henna Gloves", pokryte flockowym wzorem. Jak widać wskazujący palec dalej usilnie skręca, ukazując paskudny świecący spód :'D Żeby nie zasłaniać za bardzo wzoru rękawiczek wybrałam tylko dwa srebrne pierścionki z markazytami i onyksami.


 Moja kolekcja dziwnych chust coraz bardziej się rozrasta i szczerze mówiąc nie mogę uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu nie miałam w swojej szafie żadnego ciekawego okazu. Jako, że uwielbiam flock, widząc na lumpeksie te zawiniątko, musiałam je kupić. Zawiniątko to zdecydowanie eufemizm, ponieważ wszystkie sznureczki zdobiące chustę były szaleńczo splątane, a ich rozplątanie zajęło mi dobre 6 godzin, przy czym niestety nie obeszło się bez cięcia i doszywania nowych w puste miejsca. Uważam jednak, że był to dobrze spędzony czas, a raz rozplątane frędzle nie plączą się praktycznie w ogóle.


Podczas recenzowania "Fisciano" od Magic Tea Party wspomniałam, że lolicie koszule są na tyle uniwersalne, że przygarnęłam jeszcze inny egzemplarz. Tym razem było to dzieło Lady Sloth: czarna, szyfonowa koszula ze stójką i długimi rękawami, zapinanymi na rząd guziczków. Coś wspaniałego ♥ 

 Jako, że nie mogę żyć bez kapeluszy, do mojej skromnej kolekcji dołączył kolejny: czarny, ozdobiony szyfonową wstążką, z tyłu wiązaną w kokardę. Kupiony w H&M jako alternatywa dla innego kapelusza - cięższego, ze znacznie większym rondem, także z H&M (można go zobaczyć między innymi w stylizacji "Witch Master"). Zakup oceniam na bardzo udany, nie zmienia to jednak faktu, że za jakiś czas kupię pewnie następny.
 Kapeluszy i torebek nigdy zbyt wiele 8D


Ostatni flockowy element stylizacji: rajstopy z Calzedonii. W tym miejscu ze smutkiem muszę przyznać, że dawno żaden zakup mnie tak nie zdenerwował. Rajtki kupowane były w sklepiku Calzedonii, gdzie niezwykle "profesjonalna" obsługa zaleciła mi wybranie rozmiaru S. Tłumaczyłam, że przy moim wzroście konieczna będzie Mka, ale nie - dziewczęta uparcie wciskały mi Ski twierdząc, że znają się na sprzedawaniu rajstop. Nie chcąc bawić się w spieranie z obsługą, na co i tak nie miałam czasu, ostatecznie uległam ich sugestiom i wybrałam dwa wzory: jeden różany, widoczny poniżej, drugi w ornamenty (zaprezentuję go za jakiś czas). Jak leżą? Ledwo wchodzą na cztery litery, bez wspomagania w postaci szortów lecą z tyłka, a krok znajduje się w połowie ud. Supcio. Niestety, jako że w mieście byłam przejazdem, nie miałam okazji zareklamować/zwrócić rajtek. Morał z historii jest prosty: ufać sobie, a nie "specjalistom".


 Sytuacja boli mnie tym bardziej, że ratjki kosztowały 65zł za sztukę. Dla porównania, na lokalnym targu swego czasu kupiłam mnóstwo ciekawych wzorów za 5zł/sztuka, a sprzedawca nigdy nie robił problemu "ja wiem lepiej jaki rozmiar na panią pasuje i nie sprzedam tego, bo będą za duże". Pocieszam się jedynie tym, że rajstopy z flockowym wzorem są czymś mocno unikatowym i cieszę się, że z pomocą szortów mam z nich jakikolwiek pożytek.


Ostatni element stylizacji: walizka "Cathedral" od Restyle. Teoretycznie do cmentarnego looku lepiej pasowałaby teczka "Cemetery Red", przedstawiająca bramę, nagrobki oraz łyse, posępne konary drzew, nie chciałam jednak powielać pomysłu ze stylizacji "Witch". Zresztą z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że ten outfit jest dużo bardziej wiedźmowy niż dzieło sprzed ponad 2 lat :"D Wracając jednak do walizki z wizerunkiem katedry - z niejednego cmentarza można podziwiać kościoły lub właśnie katedry, tak więc koncepcyjnie (pomimo tego, że zawiera ona jedyny biały element) torebkę uważam za usprawiedliwioną >D


  Ostatnio często narzekam na to, że nie mam kiedy nosić lolity, dlatego też cieszę się, że podczas ostatniego długiego weekendu zmobilizowałam się w końcu do tego, by się wystroić (aczkolwiek myślę, że znacznie bardziej pasowałoby tu określenie "wywiedźmić się" >D).

środa, 18 maja 2016

Looking for a Rabbit Hole

W kwietniu był letni outfit, teraz więc pora na prawilną wiosenną stylówę >D


Wyznam szczerze, że od dłuższego czasu nie miałam okazji ubierać się pod dyktando okoliczności lub - aby wyrazić się jaśniej - nie miałam okazji przejmować się tym, co ktoś sobie pomyśli o moim stroju podczas spotkania. Z jednej strony to dużo radości: mam dość bezstresowe życie i do pracy chodzę ubrana jak kindergotycki kartofel. Z drugiej strony kiedy przyszło do założenia czegoś "poważniejszego" nie bardzo wiedziałam za co chwycić. Przecież nie za lolicie fatałaszki. Nie to żeby było w nich coś złego, o nie >D Po prostu na niektórych spotkaniach mimo wszystko lepiej nie wyróżniać się AŻ tak bardzo i nie zajmować zbyt wiele miejsca puffiastym kuprem >D


Przekopując więc szafę i czując oddech bezlitośnie uciekającego czasu, chwyciłam w łapki najmniej rzucające się w oczy ubrania, jakie tamtego dnia nawinęły mi się w ręce, efekt widać na zdjęciach 8D


Z racji tego, że pogoda była dość nieprzyjemna, wzięłam ze sobą nowiutki płaszczyk w militarnym stylu. Te guziki, tyle miłości ♥ Co prawda jest dość kiepski jakościowo, do tego nie jest rozkloszowany, tak więc zestawianie go z lolicimi outfitami nie wchodzi w grę, jednak mimo tych niedociągnięć polubiliśmy się mocno.


Na szyję trafił jeden z moich ulubionych naszyjników Restyle "Ouija Necklace" oraz nieśmiertelny sznur czarnych perełek. Na kościste paluchy powędrowały pierścionki w kolorze srebra: część faktycznie srebrnych, część tylko imitujących ten metal szlachetny. W sumie różnicy nie widać :'D


Wełniany kapelusz ozdobiłam czarnymi różami oraz spinką z kompletu Ouija. Wybrałam tę z defektem, tak na wszelki wypadek, gdyby jakimś cudem zechciała się odpiąć lub zgubić.


Wstyd przyznać, ale teczka "Cathedral" okazała się być nadzwyczaj udanym zakupem. To niesamowite ile rzeczy jest w stanie pomieścić. Jak na razie trzyma się wyśmienicie i mam nadzieję, że tak zostanie.


Chyba nietrudno zauważyć, że zakładając kapelusz zawsze decyduję się na warkoczyki. Niestety rozpuszczone włosy prezentują się w takim zestawieniu dość... specyficznie. Przede wszystkim zasłaniają sporo outfitu, a przerzucanie ich z boku na bok bywa naprawdę męczące.


Bazę zestawu stanowi plisowana, szyfonowa tunika Vero Moda. Na pierwszy rzut oka bardzo niepozorna, ale to chyba jedno z najczęściej używanych przeze mnie ubrań. Lekko rozkloszowana i zwiewna, jest bardzo łatwa do zestawienia (dosłownie) ze wszystkim: począwszy od oversizowych sweterków, na fishnetach skończywszy.


Jej dodatkowym atutem jest wszyta halka z szyfonowymi falbanami ♥
Rajty to smutna pamiątka po handlarzu, który już dobry rok nie gości na lokalnym targowisku. Dużo smutku, gdzie ja teraz będę kupować fikuśne rajstopy ;_; To przy okazji jedyna część outfitu, która została zmieniona (pierwotnie były kryjące czarne).


Z odmętów szafy wykopałam sznurowane botki Dr Martensa "Diva Darcie". Wygodne i eleganckie, niestety jak pokazał czas - niezbyt trwałe. Już wiem, dlaczego należy unikać obcasów pokrytych skórą. Gumowe podeszwy i obcasy mają jednak swoje zalety :'D


A tytuł notki? No cóż, obecnie przechodzę chwile, kiedy to faktycznie najchętniej odnalazłabym króliczą norę i wskoczyła do niej w poszukiwaniu niesamowitych przygód. Czegoś, co oderwałoby mnie od uwierającej ostatnimi czasy szarej rzeczywistości. Na pocieszenie powtarzam sobie, że nadchodzą wakacje, tak więc kto wie - być może uda mi się wyrwać na kilka dni z tej monotonnej "dorosłości" i urozmaicić moje nudne życie >D

wtorek, 10 maja 2016

Magic Tea Party Black Fisciano Blouse

  Ostatnimi czasy mocno zaniedbuję lolicią część garderoby. Z jednej strony dlatego, że praktycznie nic mi się nie podoba (chociaż może powinnam ująć to inaczej: coś może mi się autentycznie podobać, ale sama w życiu bym tego nie założyła). Z drugiej strony dlatego, że na starość nie za bardzo jest czas, aby wozić się w fancy ciuszkach :'D


 Na szczęście lolicie koszule mają to do siebie, że spokojnie pasują zarówno do ponuro-mroczniastych gotyckich outfitów, jak i klasycznych, eleganckich zestawów na większe wyjścia. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że są dużo bardziej uniwersalne, niż lolicie sukienki czy obuwie :^


Z tego też powodu jakiś czas temu przygarnęłam parę koszul. Pierwsza w kolejce jest czarna "Fisciano" od Magic Tea Party, nabyta z drugiej ręki na Lace Kingdom (zapraszam tam wszystkich, którym marzy się rozpoczęcie przygody z lolita fashion ♥). Koszula przybyła do mnie w stanie idealnym (lekko wymięta, ale to moja wina, że przed foceniem nie sięgnęłam po żelazko). Wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciach sklepowych. Moje jedyne wątpliwości dotyczą guzików: wydaje mi się, że producent użył nieco innych, jednak nie przeszkadza mi to. Czarne, gładkie spisują się bardzo dobrze.


 Poprzednia właścicielka pamiętała, aby do koszuli dołączyć waist ties oraz kokardy. Co prawda używać ich nie będę, gdyż koszula - chociaż w rozmiarze L - jest na mnie na styk, tak więc szarfy są całkowicie zbędne, kokardy natomiast to kompletnie nie moja bajka.


 Każdy zakup podyktowany jest czymś konkretnym. W tym przypadku urzekł mnie kształt kołnierzyka (nie posiadam w swojej garderobie nic w tym stylu) oraz długość rękawków (do łokcia). Chociaż koszula była kupiona z myślą o lecie, to na majowym weekendzie przeszła już chrzest bojowy i spisała się wybornie.


 Koszula ozdobiona jest czarną, kwiatową koronką. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że zdjęcia wyszły nieco prześwietlone (oraz pełne "szumów" ;_;). W rzeczywistości koszula jest idealnie kruczoczarna i ku mojej wielkiej radości kolor koronki nie odbiega od koloru samego materiału, z którego została uszyta. Może to zabrzmieć nieco abstrakcyjnie, ale tak: spotkałam się już z ubraniami, gdzie odcień koronki w znacznym stopniu różnił się od koloru materiału. Muszę przyznać, że mało jest rzeczy, które drażnią mnie równie mocno.


 Koszula z przodu oraz na rękawkach ozdobiona jest perełkowymi guzikami. Zapina się je wygodnie i prezentują się bardzo estetycznie.


 Z tyłu koszula nie posiada shirringu, widać natomiast dwa guziki do mocowania szarf.


Jest to moja druga koszula tego producenta. Poprzednią - czarną, bawełnianą z długim rękawkiem - sprzedałam ze smutkiem: doszłam do wniosku, że jeśli koszule, to tylko z szyfonu. W przypadku tego modelu ciężko powiedzieć coś więcej na temat materiału. Jest grubszy niż szyfon ale cieńszy niż bawełna, raczej nie powinien tracić koloru. Myślę też, że nie grozi mu zaciągnięcie, dlatego koszula jest idealna do zestawów na co dzień oraz na dłuższe wyjazdy.

Podsumowując: z zakupu jestem zadowolona. Szczerze mówiąc nie mam nawet za bardzo do czego się przyczepić. Koszula kosztuje około 170 juanów, nie są to więc zawrotne pieniądze. Jak na taobaowe standardy (oraz przelicznik cena/jakość) produkt jest jak najbardziej godny polecenia.


A tak oto koszula prezentuje się na mnie. Jak widać, jest intensywnie czarna, czego niestety nie mogę powiedzieć o sukience "Early Summer Bride" od Dear Celine, która złośliwie odbija światło, wpadając w fioletowawo-granatowe odcienie. No cóż, przynajmniej gipiura nie płata figli i jej mroczność jest taka sama, jak ma to miejsce w przypadku reszty outfitu :^