Będąc na Śląsku miałam szczęście odwiedzić gliwicką Palmiarnię.
Bardzo lubię rośliny, tak więc podziwianie tamtejszych okazów sprawiło mi niezwykłą radość :3
Przy okazji udało zrobić się troszkę ciekawych zdjęć.
W stylizacji pierwsze skrzypce odegrała żakardowa sukienka Dear Celine "Early Summer Bride". Tym razem zdjęcia robione były aparatem Lubego (ech, te zwykłe tanioszkie cyfrówki ;__;). Niestety, jak widać, kolory na części zdjęć zostały dziwnie przekłamane. Na niektórych sukienka wyszła jakby czarno-fioletowo-szara. Dziwny efekt może być też spowodowany oświetleniem palmiarni... jestem totalnym laikiem i nie znam się :x
Z racji straszliwych upałów odpuściłam sobie ogromny puff. Co tam, świat się od tego nie zawali >D
Przyznam się, że najlepiej czuję się w czysto czarnych stylizacjach. Czerń, czerń, czerń i więcej czerni ;)
Pomimo upałów nie mogłam pozwolić sobie na odkryte ramiona. Bardzo łatwo je sobie opalam, co zwykle kończy się nieprzyjemnymi konsekwencjami. Aby ich uniknąć, na górę założyłam czarną, koronkową koszulę z bufkami. Pierwotnie miała ona rozmiar 48, ale rozcięcie jej wzdłuż szwów, wycięcie nadmiaru materiału i ponownie zszycie sprawiło, że pasuje na mnie idealnie. Poczułam się niemal jak chirurg wykonujący ważną operację, gdzie jedno niefortunne cięcie może skończyć się źle ;p
Elementem idealnie pasującym do całego zestawu okazała się być torebka-książka od Restyle "Magic Spells". Jest to zdecydowanie mój torebkowy ulubieniec. Niestety, jej przednia (granatowa) część wraz z upływem czasu staje się coraz jaśniejsza... ciekawe, jak będzie wyglądać za jakiś rok.
Jak widać, sukienka posiada bardzo specyficzny krój, zwany przez większość potocznie "ciążówką". Mam ochotę krzyczeć, że "toż to empire waist!", ale szkoda się produkować. Czekać tylko, aż ludzie zaczną mi ustępować miejsca w środkach komunikacji miejskiej ._.'
Na nogi trafiły rajstopy z ornamentowym wzorem. Były drobne problemy z jego uchwyceniem, dlatego pod spodem można zobaczyć zbliżenie: z prawej strony zdjęcia robione w cieniu, z lewej zdjęcia w pełnym słońcu.
Dlaczego nie ażurowe rajty? Ponieważ podczas kilkukilometrowych spacerów potrafią one obetrzeć, a ze względu na dość aktywnie spędzany czas, wolałam tego uniknąć. Z tego też powodu na nogi trafiły buty Bodyline na niskim obcasiku. Wygodne, chociaż diabelnie nietrwałe. Wybierając się w dłuższą podróż konieczne jest zabieranie cyjanopanu. Kiedyś może pokuszę się o ich recenzję ;x
Nie wolno zapomnieć o dodatkach. Na głowę trafiła różana opaska, a pod szyję i na ręce masa różności:
Jako, że jest to typowo letnia stylizacja, postawiłam na lekkie akcenty w kolorach czerni i starego złota.
Pod szyję trafił wisior-motyl, który pierwotnie składał się z trzech motyli. Był jednak zbyt masywny, dlatego dwa motyle przekształciły się w bransolety. Do tego dołączyłam kolię z czarnych koralików.
Na
rękach natomiast znajdują się: trzy bransoletki złożone z różnej
wielkości czarnych koralików (do jednej z nich doczepiony jest kluczyk)
oraz bransoletka - motyl z kulkami.
Pierścionki zapewne nie będą
zaskoczeniem: gryzoń z herbatką, pierścień-róża oraz nowy nabytek:
kwiecisty pierścionek.
Podsumowując: sukienka nie dostała ode mnie zbyt dobrej recenzji, ale chyba nie leży aż tak źle? Niby jest odcinana pod biustem, ale ma waist ties... wiązane pod biustem? Jest to dla mnie bardzo dziwne rozwiązanie o_o'
Natomiast
cienki materiał okazał się być zaletą - nieźle nadaje się na lato.
Znacznie bardziej niż aksamity. Zdecydowanie bardziej :P