Upolowanie RHSów było jednym z punktów na mojej długiej liście "rzeczy do zdobycia" >D
Początkowo planowałam zakup na Bodyline, jednak permanentny brak mojego rozmiaru zniechęcił mnie do tego stopnia, że postanowiłam zaryzykować kupno "kopytek" z Montreala. Rzecz jasna z drugiej ręki, aczkolwiek wiem, że buty miały więcej niż jedną właścicielkę (z tego też powodu nie będę bawić się tu w oceny, przedstawię tylko swoje odczucia odnośnie użytkowania). RHSy przybyły do mnie w stanie dobrym+. Gdzieniegdzie tylko widać jest lekkie otarcia i wgniecenia, poza tym platforma, która standardowo jest w jasnym kolorze, została przemalowana na czarno. Taka zmiana mocno cieszy moje serduszko, oszczędziła mi bowiem fatygi - sama z pewnością zrobiłabym z nimi dokładnie to samo.
Nie będę ukrywać: buty kupiłam z czystej ciekawości >D Bardzo chciałam sprawdzić jak się w takim czymś chodzi, czy jest wygodne, lekkie, czy noga chwieje się na boki itd. Wrażenia? Katastrofalne obtarcia :"D Ale po kolei.
W przeciwieństwie do RHSów z Bodyline, model sprzedawany przez Montreal ma zaokrąglone noski. Bodylajnowe buty mają tę przewagę, iż ich czubki mają raczej migdałowy kształt, dzięki czemu wyglądają dużo zgrabniej (o ile w przypadku takich butów jest to możliwe). Również eko skórka, z której zostały wykonane, jest inna niż w typowych butach z BL. Przede wszystkim jest ona twardsza, sztywniejsza, ale przy okazji zdaje się być nieco odporniejsza na wgniecenia i zarysowania.
Pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła, była waga butów. Są niezwykle lekkie i wcale nie czuć ich ciężaru. Masywne platformy mogą sprawiać wrażenie jakby ważyły tony, na szczęście jednak są naprawdę leciutkie. Poza tym są to chyba "najcichsze" buty jakie posiadam. Początkowo bałam się, że chodząc w nich będę nieco hałasować, jednak z racji podbicia spodu butów gumą, jest to niemożliwe.
Problem natomiast pojawia się w innym miejscu: model ten z tyłu posiada szlufki na wstążki, które można wiązać wokół kostek (chociaż na internetach krążą różne wariacje wiązań, w tym szalone baleroniki aż po same kolana >D). Ma to pomóc trzymać się butom na stopach, nie dziwota zresztą: po pierwszej przymiarce byłam przerażona. Chociaż długość wkładki jest idealna, to buty przy każdym kroku zsuwały mi się ze stóp.
Uznałam więc, że skórzane paski od eleganckich czółenek nadadzą się idealnie do rozwiązania tego problemu:
No cóż, mocno się przeliczyłam. Nawet mocne zapięcie nie było w stanie uratować sytuacji. Buty dalej "człapały" a chodzenie w nich graniczyło z cudem.
Tak oto prezentują się buty z paskami:
Uważam, że wtedy wyglądały najlepiej [*]
Jako, że nie lubię zbyt łatwo się poddawać, chwyciłam za zestaw kaletniczy i dorobiłam butom dziurki, przez które można było przeciągnąć wstążki. Yep, te rozwiązanie okazało się być całkiem niezłe, gdyż buty przestały się zsuwać. Niestety, nie mogło to już pomóc moim stopom, które po jednym tylko wyjściu do pracy zostały dość mocno obtarte. Efektem było to, że na kilka dni musiałam przerzucić się na inne buciszcza, bardzo ostatnimi czasy popularne (mroczne ciżmy, postaram się wrzucić jakieś zdjęcia w kolejnej notce >D).
Podsumowując:
Ciekawość zaspokoiłam.
Z rezultatów jestem średnio zadowolona i jeszcze długo będę rozpaczać, iż nie są to moje dreamy RHSy z bodylajna. Całe szczęście, że kiedy buciszcza nie obcierają, to da się w nich chodzić... chociaż przyznaję, że brak platformy pod piętą potrafi dać się we znaki (chwila nieuwagi i można stracić równowagę/polecieć do tyłu). Zdecydowanie bardziej wolałabym klasyczne platformy, bez tego fikuśnego wycięcia.
Tak oto buty prezentują się po mojej przeróbce:
Co prawda nie jest to mistrzostwo świata, ale przynajmniej są zdatne do użytku >D