Notka z cyklu "problemy pierwszego świata: moje goldy do siebie nie pasują" >D
Tak to jest, kiedy człowiek jest absolutnie zabiegany i kompletuje zestaw w nocy, przy mdłym, słabym świetle lampy pokojowej. Dodam jedynie, że outfit ten planowałam od dawna i w mojej wyobraźni wszystkie elementy kolorystycznie do siebie pasowały. Zdziwienie nastąpiło dopiero podczas przymiarki, tuż przed wyjazdem, ale było już za późno na jakiekolwiek kombinacje. Zresztą i tak nie miałabym itemków zgrywających się lepiej kolorystycznie, a sama sukienka niedługo po foceniu znalazła nową właścicielkę, tak więc czasu ani sposobności na powtórzenie stylizacji nie było. Skoro już sobie ponarzekałam, to pora przejść do konkretów >D
Zestaw jest typowo casualowy, mocno inspirowany tym, na co zawsze czekam całą późną jesień, zimę i wiosnę: motylami ♥ Ktoś może od razu sarknąć "ale motyle są kolorowe!". Owszem, są kolorowe, ale wystarczy pomyśleć przez chwilę jak wiele z nich nie posiada w swoim ubarwieniu koloru czarnego? Chyba ciężko jakiegokolwiek wymienić (na obecną chwilę do głowy przychodzi mi jedynie cytrynek listkowiec, ale i jemu zdarza się mieć odrobinę czerni na skrzydłach lub meszku pokrywającym tułów/odwłok).
Podstawę zestawu stanowi szyfonowa sukienka Atmosphere z szamerunkami. Tak jakoś wyszło, że do moich ulubionych motyli zaliczam rusałkę admirał oraz pazia królowej, które kojarzą mi się z militarnymi klimatami. Niestety sukienka miała dość luźny, workowaty wręcz krój, co średnio pasuje do wdzięcznej, smukłej budowy motyla (być może nie posiadają one talii osy, ale każdy kto miał okazję przyjrzeć się jakiemukolwiek motylowi z pewnością dostrzegł przewężenie pomiędzy tułowiem a odwłokiem). W ogarnięciu tego mankamentu pomógł mi pasek na talię z klamrą-motylem, przypominającym (lekko, ale jednak) pazia królowej. Na większości zdjęć niestety okrutnie odbija światło, przez co jest niemal niewidoczny </3
Bardzo chciałam zaszaleć z biżuterią: na bogato, wręcz królewsko >D Tak więc cała masa golda na raz, niemal wszystko z akcentami roslinnymi: kamea w ramce oplecionej liśćmi, dwie liściaste bransolety oraz dwa dość spore pierścienie (sekretnik oraz pancerzyk).
Dlaczego nie biżuteria w kwiaty? No cóż, kiedy czas mi na to pozwala zdarza mi się "zapolować" na motyle (oczywiście jedynie przy pomocy aparatu, nie posiadam gablotki z motylami przybitymi szpilkami) i praktycznie zawsze widuję je wygrzewające się w promieniach słońca na liściach.
U góry widać rusałkę kratkowiec (forma letnia), u dołu rusałkę admirał na liściu pokrzywy. Bardzo chciałam dodać zdjęcie rusałki pawik, niestety w trakcie przenoszenia rzeczy z jednego komputera na drugi część zdjęć po prostu przepadła (a podkradanie ich z internetu to żadna sztuka) ;_; W tym miejscu chcę zwrócić uwagę na drobiazg, który po prostu kocham: niewielki kawałek błękitu na skrzydłach rusałki admirał (a także rusałki pawik, pokrzywnik, żałobnik itd). W stylizacji znalazł on odzwierciedlenie w postaci dwóch błękitnych róż, tuż obok czarnych i złotych kwiatów. Opaska ze złotych różyczek nie tylko pasuje kolorystycznie do biżuterii, przywołuje także wspomnienia krzewu róż herbacianych, wokół którego często latały motyle ♥
Do pokrzyw, które przeżyły najazd motylich gąsienic, nawiązują złoto-czarne rajstopy: nie tylko ich wzór kojarzy mi się z poobgryzanymi listkami tego niezwykłego ziela, ale także ich szorstka, trochę nieprzyjemna w dotyku struktura, spowodowana użyciem złotej nici. Zestaw uzupełnia torebka-zegar, widoczna jedynie na jednym ze zdjęć u góry. Życie motyli nie trwa zbyt długo (chociaż zdarzają się prawdziwi seniorzy, żyjący nawet parę miesięcy), a tarcza zegara widoczna na torebce idealnie o tym przypomina.
Tytuł posta "Schmetterflug" nawiązuje oczywiście do utworu jednego z moich ulubionych zespołów - niemieckiego ASP (nie muszę chyba dodawać czego słuchałam podczas pisania tej notki >D polecam także piosenkę "Schwarzer Schmetterling: Nekrolog" ♥).
Ku mojej ogromnej radości sezon na motyle mogę uznać oficjalnie za otwarty: widziałam już parę razy moich skrzydlatych ulubieńców. Na szczęście nie krępują się latać w samym centrum miasta :D
Ku mojej ogromnej radości sezon na motyle mogę uznać oficjalnie za otwarty: widziałam już parę razy moich skrzydlatych ulubieńców. Na szczęście nie krępują się latać w samym centrum miasta :D
Na zakończenie dodam jeszcze, że zetknęłam się z dość dziwnym przesądem dotyczącym motyli. Chociaż nie jest on zbyt popularny, spotkałam już parę jego wersji: pierwsza (chyba najbardziej podstawowa) mówi o tym, że natknięcie się na czarnego motyla w górach wróży nieszczęście. Bardziej rozbudowane wersje przypisują różnym kolorom motyla różne właściwości (co wydaje mi się nieco śmieszne, już widzę jak ktoś oblicza procentowy udział czerwieni lub brązu na powierzchni skrzydeł i na tej podstawie określa co mu się wkrótce przydarzy). Wersja z którą zetknęłam się na samym początku i która wydaje mi się najbardziej rozsądna (oczywiście rozsądna nie zawiera żadnej dozy prawdopodobieństwa i należy traktować ją z przymrużeniem oka tak, jak każdy inny zabobon) mówi, iż kolor pierwszego motyla którego ujrzymy w danym roku określi jego ogólny przebieg: czarny motyl to rok nieszczęścia, żałoby. Biały motyl to rok średni, bez tragedii ale i bez żadnych rewelacji. Natomiast żółty motyl symbolizuje szczęście i pomyślność.
Osobiście cieszy mnie widok każdego motyla, bez względu na jego kolor i moment pojawienia się ♥