czwartek, 21 sierpnia 2014

Gothic Roots

Tym razem mała niespodzianka: krótki post ze stylizacją, dla odmiany nie w klimacie lolita fashion >D
Przy okazji jest to drobna refleksja nad tym, że nie samą lolitą człowiek żyje. 


 To troszkę śmieszne, że chociaż w lolita fashion siedzę zaledwie od jakiegoś roku, to udało mi się poświęcić temu stylowi praktycznie cały blog (jakieś 80 postów...), podczas gdy styl gotycki (w mniej lub bardziej udanym wydaniu) towarzyszy mi od wielu lat i jest wybierany przeze mnie na co dzień (tuż obok braku stylu, czyli zwykłego czarnego ubrania). 
Najwyraźniej uznałam, że gotyckie klimaty w moim wykonaniu są zbyt nudne, a stylizacje bez użycia halki-giganta nie są warte splunięcia >D


Wspomnę tu przy okazji, że dawno dawno temu, przed rozpoczęciem przygody z LF, zwykłam obdarzać internet zdjęciami "gotyckich" stylizacji. "Gotyckich", bo były to przeważnie zestawy z użyciem morza koronek, spódnic ciągnących się do ziemi, źle dopasowanych gorsetów, zmierzwionych włosów, glanów (tak, glany do długich spódnic </3) itd. Ogólnie lista grzechów była długa (co nie zmienia faktu, że świetnie się wtedy czułam w takich zestawach i byłam z nich dumna). Z perspektywy czasu patrzę na tamte zdjęcia z szyderczym uśmiechem/politowaniem i co jakiś czas budzi się we mnie trwoga, że za jakiś czas tak samo patrzeć będę na swoje obecne wyczyny.


 Od tamtych mroczniastych czasów moje postrzeganie stylu gotyckiego troszkę się zmieniło. Pozbyłam się wszystkich długich spódnic, pożegnałam się z większością  koronek w mojej szafie, glany stały się obuwiem dozwolonym tylko do spódnic mini oraz spodni/szortów (oczywiście w sezonie zimowym, a nie całorocznym jak niegdyś). Postarałam się poprawić skilla w robieniu makijażu, chociaż i tak preferuję delikatny, ledwie widoczny. I co najważniejsze, uzupełniłam garderobę pod kątem eleganckich czarnych ubrań, które odpowiednio zestawione tworzą przyjemny dla oka casualowy gotycki zestaw. Muszę przyznać, że ciężko jest znaleźć granicę między codziennym gotyckim a zwykłym czarnym outfitem. Co jeszcze może być uznane za alternatywne, a co już nie? Nie lubię takich dylematów, imho - granica ta zbyt często jest czysto subiektywna i nie ma co roztrząsać tej kwestii na siłę.

Pora jednak na przedstawienie samej stylizacji. Jeden z moich najnowszych nabytków: szyfonowa sukienka z Asosa, z fikuśnym rozcięciem z przodu oraz koronkowymi rękawkami, trafiła do mnie całkiem przypadkiem, kiedy to od niechcenia przekopywałam lumpexowe stoisko na targu. Torebkę-zegar opisywałam już jakiś czas temu. Niezwykle poręczna, pasuje praktycznie do wszystkiego.

 
Czarny słomkowy kapelusz kupiłam na allegro, dodatkowo ozdobiłam go różyczkami z H&M. Buty zaś to najnowszy nabytek od Jana Piwowarczyka. Recenzja za jakiś czas, na razie próbuję je rozchodzić >D


Jako, że jest to casualowa stylizacja, biżuterię dobrałam dość skromnie: ażurowy wisior-kula w kwiatowy wzór (środki kwiatów z jednej strony wysadzane są miodowymi i bursztynowymi szkiełkami ♥) oraz masywny ażurowy pierścień kupiłam u pewnej starowinki na targu, natomiast pierścionki: królik oraz sowa trafiły do mnie z otchłani internetu.

 
Marzą mi się do tego lenonki, ale chyba nie bardzo by do mnie pasowały :x
Ogólnie cały zestaw jest bardzo lekki i zwiewny, idealny na letnie upały. 
Tak, rajstopy oraz długi rękaw są idealne na słoneczne dni, ponieważ utrudniają nabrania "chłopskiego brązu". Imho, nie ma nic gorszego niż opalenizna.


Podsumowując notkę: w ramach urozmaicenia postaram się raz na jakiś czas wrzucić stylizację inną niż lolicia oraz pokazać nielolicią zawartość szafy (chociaż większość posiadanych przeze mnie koszul i tak nadaje się do tego stylu). 
Nie ma w końcu nic gorszego niż popaść w monotonię modową >D

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Mad Tea Party: Dream

Od dłuższego już czasu zdarza mi się śnić na jawie i rozmyślać nad różnościami, które nigdy nie będą miały miejsca. Podczas jednego z takich sennych rozważań, dając się ponieść wyobraźni, w mojej głowie zrodziło się pytanie: gdybym mogła wybrać się do kogoś na herbatkę, kto by to był?
Chcąc nie chcąc dosłownie po chwili znałam odpowiedź. I chociaż nie byłam z niej do końca zadowolona, to od razu zaczęłam rozpatrywać strój odpowiedni na taką okoliczność :>


 Jak to jednak podczas bujania w obłokach bywa, cienka granica pomiędzy snem a jawą została przekroczona: zamiast faktycznie zacząć przygotowania do herbatkowej wyprawy, zaczęłam po prostu o niej śnić, tracąc przy okazji jakże cenny czas! Sny jednak żądzą się swoimi prawami - śniąc nie jesteśmy świadomi tego, że śnimy i że wszystkie nasze starania są tak naprawdę daremne. Nie wszystko idzie też po naszej myśli tak, jakbyśmy tego chcieli. 


 Tak też było i w tym przypadku: herbatkowy outfit gotowy, nastrój jak najbardziej herbatkowo poprawny. Pora zatem iść na zamek na Królewską Herbatkę!
Powinnam wiedzieć, że to nie jest rzeczywistość. Pogoda była piękna, a biały dereń kousa cudownie oplatał zamkowe mury ♥ 
Biały? Hmm dziwne, biel to ostatni kolor, jakiego mogłabym się spodziewać na herbatce u tej osoby...


 Problemem okazał się także sam mur: nie ma w nim wejścia! Jak mam zdążyć na herbatkę, skoro nie mogę znaleźć furtki?


Dookoła zamku zdaje się rosnąć jeszcze więcej kwiatów o nieodpowiedniej barwie. Białe róże, dlaczego białe? Czuję, że kolor powinien być inny... Instynktownie zaciskam dłoń na gałązce krzewu, jednak z rany po kolcach nie płynie krew, która mogłaby zmienić kolor kwiatów na "odpowiedni".


Moi przyjaciele - Żółw (nieustannie podkreślający, że nareszcie - ponownie - jest żółwiem), Marcowy Zając (bredzący coś o tym, że w gruncie rzeczy nie chce i nie ma, bo nie ma i nie chce) oraz Biały Królik (twierdzący, że mamy czas na wszystko i nie ma się czego bać) - uważają, że nic złego się nie dzieje, a skoro naprawdę nie mogę dostać się na herbatkę, to może powinnam uciąć swą głowę i po prostu przerzucić ją przez ogrodzenie?

Rada ta niezbyt przypadła mi do gustu, dlatego też nerwowym ruchem sięgnęłam po wisior-zegar. Jakież jednak było moje zaskoczenie, gdy odkryłam, że nie jest to wcale zegarek, tylko zwykły medalion! O dziwo, róża do niego przytwierdzona zaczyna nabierać czerwonego koloru, czy to jakiś znak?...  Gdzie podział się zegar?


No tak, tarcza zegara powędrowała na torebkę... szkoda tylko, że wskazówki pokazują jakąś bezsensowną godzinę.


 Co gorsza, wygląda na to, że powoli zaczyna się ściemniać... Na szczęście wzięłam wygodne buty, mogę zatem kontynuować poszukiwania bramy. Chociaż może bezpieczniej byłoby uciec?


 Dziwów ciąg dalszy: na mojej drodze stanęła wiewiórka. Z tego co kojarzę, nie powinno tu być żadnych wiewiórek, co najwyżej jakiś szalony Kot, ale wiewiórka? No cóż, nie zaszkodzi spytać ją o drogę...


 Po przyjrzeniu się jej łapkom z bliska (wyglądającym na przerażająco długie, zakończone haczykowatymi pazurami), oraz zachowaniu wymownego milczenia w ramach "odpowiedzi" na me pytanie, nie wytrzymałam - sen zakończył się nagłą pobudką (i pytaniem szefa, czy przyjdę w sobotę do pracy :'D )


Innymi słowy: z jednego koszmaru trafiłam w drugi, nie wiem który gorszy >D

Pora zatem na sam koniec przedstawić uczestników snu: rolę główną odegrała aksamitna sukienka z haftem od Magic Tea Party "Swan Lake Dance". Pod spód trafiła biała/kremowa koszula kupiona jakiś czas temu w sh. Uznałam, że idealnie będzie nadawać się do sennej koncepcji herbatki, na której to biel ostatecznie nie będzie mile widziana (ileż to razy śniło mi się, że idę na jakieś ważne spotkanie w nieodpowiednim stroju). Koszula wykonana jest z cienkiego szyfonu, a jej rękawy
sprawiają wrażenie lekkich, zwiewnych - ulotnych, niczym sam sen.


Dopełnieniem stylizacji jest torebka z nadrukiem tarczy zegara (podobnie jak haft sukienki w złotym kolorze). Do tego wygodne buty z Bodyline, które ostatnimi czasy stały się moimi ulubieńcami. Ponadto wydaje mi się, że buty na wyższym obcasie niepotrzebnie podkreśliłyby fakt, że sukienka nie należy do najdłuższych :x 
Ostatnimi elementami o których wspomnę są spinki-róże w kolorze czarnym oraz biało/kremowym, a także pasujące do całości rajstopy. Nie sądziłam, że w mojej szafie znajdę tak idealnie współgrające ze sobą jasne kolory, które praktycznie nie różnią się od siebie odcieniami.


Mam też nadzieję, że każdy domyślił się, do kogo takiego wybieram się na herbatkę. 
Wybieram, ponieważ "Mad Tea Party: Dream" to tylko wstęp do stylizacji, którą mam zamiar za jakiś czas (ach ten czas, a właściwie jego brak!) zrealizować :>

niedziela, 3 sierpnia 2014

Gothic Black Lace Umbrella - czarny koronkowy parasol przeciwsłoneczny

 Notka z serii "gadżety (z pozoru) przydatne w lecie" oraz "jakie ryzyko ponosimy podczas robienia zakupów u Chińczyków".


Koronkowy (ażurowy) parasol przeciwsłoneczny chodził za mną od zawsze. Było to chyba najdłużej niezrealizowane "must have" w historii moich klimatycznych zakupów. Nie raz przymierzałam się do zakupu na allegro/polskich sklepach internetowych, ale gdzieś tam z tyłu głowy gryzła mnie myśl "oni to i tak u Chińczyków kupują, drakońską marżę naliczają, idź szukać na ebayu!". Opierałam się tej myśli, ale czara goryczy została ostatecznie przelana gdy zobaczyłam taki oto komplet w małym sklepiku u mnie w mieście. Moje oczy zaszkliły się i natychmiast wbiegłam spytać sprzedawcę ile życzy sobie za zestaw parasol + wachlarz. Odpowiedź dosłownie wbiła mnie w ziemię: parasol 300 zł, wachlarz 75 zł. Podziękowałam grzecznie i wyszłam ze sklepu. Później jeszcze zerknęłam na ceny pozostałych rzeczy wystawionych na witrynie i straciłam resztki wątpliwości: parasol wcale nie był wykonany w jakiś super-hiper sposób, o nie. Po prostu marża sklepu wynosiła miliard procent.


 Tym oto sposobem zasiadłam w końcu przy komputerze i zaczęłam przekopywać się przez stosy identycznych ofert od sprzedawców z Chin. Ostatecznie wybrałam takiego, który miał największą liczbę pozytywnych komentarzy i wrzuciłam do koszyczka komplet: czarny koronkowy wachlarz oraz czarny koronkowy parasol. Całość wyniosła mnie bagatela około 80 zł (wysyłka gratis). Moim największym zaskoczeniem było to, że dostałam numer do śledzenia przesyłki i chociaż szła praktycznie miesiąc, to na bieżąco mogłam kontrolować gdzie moja paczuszka się znajduje. Dodam tylko, że o ile w polskich sklepach widywałam tylko białe, kremowe i od biedy czarne parasole, to na ebayu mamy dosłownie wszystkie kolory tęczy: odcienie czerwieni, fioletów, zieleni, niebieskiego, naprawdę zatrzęsienie kolorów. Można także wybrać rozmiar, ja oczywiście zdecydowałam się na standardowy (mniejszy przeznaczony jest dla dzieci).


 Paczka przybyła do mnie zapakowana w mistrzowski sposób: Chińczycy zapakowali osobno parasol i wachlarz w foliowe opakowania (które od razu po wyciągnięciu przedmiotów uległy podarciu...), całość okręcili folią bąbelkową, po czym zawinęli ciasno pakunek w sztywną tekturę i okręcili grubą taśmą. W efekcie dostałam zgrabną paczkę, której chyba trzęsienie ziemi nie byłoby w stanie zniszczyć. 
Podsumowując szybkość realizacji zamówienia (które wysłano od razu następnego dnia) oraz dobre zapakowanie, w tym miejscu Chińczycy dostali by ode mnie 5/5.
Oczywiście byłoby to zbyt piękne, dlatego przyjrzyjmy się jakości wykonanych przedmiotów.


 Niestety nie mam możliwości porównania czy parasolki oferowane w polskich sklepach mają te same mankamenty, ba! czy może ja po prostu miałam pecha i jako jedyna dostałam od tego sprzedawcy model z "niedociągnięciami". Nie wiem też, jak pod tym kątem wypadają "klimatyczne" sklepy oferujące identycznie wyglądające modele (chyba Pyon Pyon miał taki w swojej ofercie?). Ale po kolei.
Pierwsze wrażenie było jak najbardziej pozytywne. Kolorów nie pomylono, otrzymałam czarny komplet w odpowiednim rozmiarze. Parasol otwiera się i składa, wygląda odpowiednio lansersko :^


 Jako, że jest to parasol przeciwsłoneczny, wykonano go z czarnej bawełny. Tutaj plus: parasol jest faktycznie kruczoczarny, brak na nim plam czy przebarwień. Od góry przypomina piękny kwiat z wieloma płatkami. Większe elementy posiadają haft przedstawiający motyw roślinny, natomiast ażur kojarzy się z delikatną pajęczą siecią. Spośród kilku dostępnych modeli zdecydowałam się właśnie na ten (najbardziej klasyczny/oklepany/popularny) ze względu na duże przestrzenie materiału, które powinny chronić lepiej przed słońcem niż parasol w całości wykonany z ażuru.


Problem jednak stanowi jakość zszycia poszczególnych elementów...


 ...zszycia? A może raczej jego braku? D:
Jest to jedyne miejsce z tego typu usterką jakie znalazłam, nie zmienia to jednak faktu, że istnieje. Jeśli zaś chodzi o luźne nitki, to na parasolu było ich zaledwie parę (co przy takiej konstrukcji nie jest akurat tragedią).


 Sam mechanizm otwierający działa z lekkim oporem (podczas rozkładania trzeba się chwilkę pomęczyć, żeby sprężyna "zaskoczyła" na miejsce). Parasol posiada dziesięć żeber i ta część zdaje się być najlepiej wykonaną.


 Od spodu widać naprawdę dobrze, jak niestarannie parasol został wykonany:


 Środkowa część czaszy (najprawdopodobniej aby lepiej chronić przed promieniami słońca) została dodatkowo podszyta poliestrową warstwą. To właśnie tutaj widać najgorszą zbrodnię niechlujstwa (którą popełniono także przy wachlarzu): nie podszyto tego cienkiego, już na pierwszy rzut oka prującego się materiału. Tak, jakby producent stwierdził, że szkoda na to czasu. A może po prostu na bawełnianej części położono poliestrowy kwadrat, pospiesznie go przyszyto a następnie odcięto zbędne, odstające części? Nie wiem, chyba nie chcę wiedzieć.


Czubek oraz rączka parasolki zostały wykonane z drewna, z bliska widoczne są pewne mankamenty w jego strukturze (np. przebarwienia, wgniecenia).


 Na co komu polerowanie, przecież każdy marzy o tym, żeby wbić sobie drzazgę pod paznokieć :c


Na szczęście rączka została wygładzona, dobrze leży w dłoni.


Nasadki drutu wykonane są z miękkiego drewna. Nie jest ono pokryte lakierem, przez co od razu "chwyciło" kolor od parasola. Poza tym nie są one prosto nałożone, a dookoła starczy trochę nitek.


Nitki, wszechobecne nitki. Jako, że parasol jest ażurowy, do jego stworzenia (utrzymania konstrukcji) użyto plątaniny nici. Zapewne powinna być symetryczna, ale tak nie jest. Jak widać każdy taki łącznik składa się z kilku splecionych ze sobą nici. Niestety nawet tutaj porządek nie został zachowany: część splotu jest gruba, składa się z kilku nici, ale są także takie sploty, które składają się z raptem dwóch nitek. Fuszerka pełną gębą.


Z daleka jednak parasol prezentuje się przyjemnie dla oka:


Druga część recenzji: wachlarz. Wykonany z mięciutkiego drewna oraz bawełny.


Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem nieźle, ale...


Znajduje się tutaj całkiem sporo ciągnących się nitek.


Od spodu wachlarz podszyty został takim samym materiałem, jak miało to miejsce w przypadku parasolki. Z jednej strony to plus: Chińczycy postarali się o to, żeby podczas wachlowania stawiany był odpowiedni opór, przez co faktycznie wytwarza się przyjemny wiaterek. Przeglądając podobne wachlarze na internecie zauważyłam, że część z nich nie ma takiego podszycia.


Niestety i tutaj odpuszczono sobie podszywanie materiału. Efekt jest taki, że cały tył wachlarza pruje się niemiłosiernie. Poza tym w jednym miejscu maszyna podszywająca materiał najechała na drewienko, przeszywając je bezlitośnie </3


W paru miejscach widoczny jest klej, którego użyto do podklejenia materiału.
Tak wachlarz prezentuje się z bliska:


Minusem dodatkowego materiału jest nie tylko -100 do estetyki. Utrudnia on także składanie wachlarza - trzeba się naprawdę napracować, aby warstwy odpowiednio na siebie naszły.


Mam też wątpliwości, czy wachlarz wytrzyma długie użytkowanie - miejsce łączenia nie wygląda na solidne.
Do wachlarza dołączony był taki oto frędzel. Był, ponieważ podczas pierwszego spaceru został zgubiony ._.
Po prostu odczepił się gdzieś i spadł... na dodatek nitka którą został obwiązany nieustannie się rozwiązywała, powodując niemałą irytację. Nie ważne jak zawiązana - była tak śliska, że każdy supełek sam się rozwiązywał.


Poza tym wachlarz prezentuje się nie najgorzej. Dobrze leży w dłoni, jest lekki i co najważniejsze: wytwarza przyjemny powiew.


Parasol i wachlarz od spodu: z daleka poliestrowy materiał jest prawie niewidoczny.


Podsumowując:
zarówno parasol jak i wachlarz dostają oceny 2/5

Mają te same wady: ciągnące się nitki, niepodszyty materiał, uszkodzenia na drewnianych częściach. Dodatkowo parasol w jednym miejscu miał niezszyty materiał, a wachlarz frędzel, który (chyba jednak na szczęście) zaginął już podczas pierwszego użytkowania.
Jako, że będę z tych rzeczy korzystać naprawdę okazyjnie (do wybranych stylizacji) nie żałuję zakupu. Taniej chyba nie mogłam kupić takiego zestawu, więc w pewnym sensie dostałam to, za co zapłaciłam. Dziwi mnie tylko całe mnóstwo pozytywów jakie otrzymał sprzedawca. Osobiście nie należę do jakoś super wymagających osób, a jednak mam spore zastrzeżenia co do jakości otrzymanego produktu :x