środa, 8 lutego 2017

Dead Winter Days



Ostatnio przydarzyła mi się drobna przerwa w blożkowaniu. Przyczyn jest kilka, ale pierwszą i najważniejszą jest permanentny brak czasu, nawet na uwiecznienie czegoś casualowego. Drugą natomiast jest foch na stary aparat, który robi zdjęcia fatalnej jakości. Focie z poprzedniej sesji poszły się kochać, ponieważ pomimo wielu starań czerń nie chciała być czarna, nie wspominając o przekłamaniu innych kolorów i braku ostrości...


Długo można by narzekać, ale z okazji nowego roku postanowiłam, że uporam się przynajmniej z jednym problemem. Jak się okazało, łatwiej jest kupić nowy aparat, niż znaleźć czas na tworzenie notek i zabawę w blogowanie </3


Outfit jest zwyklakiem (łączącym coś klasycznego, eleganckiego, z odrobiną "mhroku"), który ubrałam na rodzinne spotkanie oraz wypad do restauracji. Niestety, chociaż zdjęcia są zadowalającej jakości, to kompresja jaką funduje blog jest porażająca, przez co czerń jawi się jako plama, a koronka na sukience zlewa się w jakiś abstrakcyjny wzór... No cóż, dla mnie i tak liczy się focenie przyrody i uwiecznianie kolejnych wypraw (które to foty zgniją u mnie na dysku 8D), a nie własnego twarzowego, dlatego też zaciesz z nowego nabytku nie przysłoni żadna pikseloza na blogowych zdjęciach. Nie zmienia to faktu, że przede mną sporo czasu spędzonego na rozkminianiu ustawień aparatu i ogarnianiu co jak działa :^


A teraz parę słów o outficie: czarna, koronkowa sukienka z uroczymi "skrzydełkami" oraz stójką to nabytek z Promod. Lekko rozkloszowana, zmieściła nawet niewielką halkę. To także jedna z naprawdę niewielu kiec, która ma talię tam, gdzie trzeba. Nie wiem co z tymi sieciówkami, wszystkie sukienki mają odcięcie w okolicy żeber, co wygląda wręcz tragikomicznie (jakby podkradło się kiecę sporo młodszej siostrze).

Od dawna marzyło mi się zaprezentowanie naszyjnika "Birds Panic". Biedak leżał na dnie kuferka z biżuterią, czekając na swoją chwilę ♥


Szyfonową mgiełkę (także ze stójką) w delikatne kropeczki dorwałam w Stradivariusie. Lekko bufkowe rękawki, zwężane w okolicy nadgarstka, a także niewielki żabot (niewidoczny z winy sukienki)... nie sposób było się jej oprzeć :'D


Biżuteria przeważnie z Restyle (pierścień "Gazelle Skull" oraz spinka "Ouija"), do tego czarne kwiaty wpięte we włosy. Co najciekawsze, pomimo początkowego (niezwykle mocnego) rozczarowania torebką "Henna", obecnie nie potrafię się z nią rozstać. Jest wręcz idealna na co dzień, głównie dzięki swojej pojemności.


Sznurowane botki to rzecz jasna "Diva Darcie" od Dr Martensa. Chociaż nie mają ocieplenia, to na krótkie spacery są w sam raz.


Smutna prawda jest taka, że obecnie wymiękam nawet na lekkim mrozie i uwiecznienie tej stylizacji było prawdziwą torturą. Dawniej z radością fociłam stylizacje w śnieżnych zaspach, teraz wyjście z domu bez rękawiczek zdaje się być czymś niewykonalnym.
Tak, ta zima będzie raczej "martwą" pod względem prowadzenia bloga. Zapewne uaktywnię się gdzieś bliżej wiosny, kiedy już wybudzę się ze snu zimowego >D