piątek, 27 listopada 2015

Lady Sloth Lace Series Black HW Skirt

 Najwyższa pora zaprezentować jeden z moich najlepszych lolicich zakupów ever:
czarną, koronkową spódnicę z wysokim stanem od Lady Sloth


Spódnica pochodzi z kolekcji  "Lace Series", na którą składają się również OP (sukienki z długim i krótkim rękawkiem) oraz JSK (na ramiączkach), dostępne aż w pięciu kolorach. Kiedy po raz pierwszy ją ujrzałam, moje skojarzenia natychmiast powędrowały w kierunku sukien ślubnych. Tak, zdecydowanie postanowiłam zostać mroczną panną młodą >D


Najpierw myślałam o kupnie OP, potem JSK, na szczęście w porę nastąpiło opamiętanie: posiadam tylko jedną lolicią spódnicę. Nastała więc pora, by nadrobić braki w garderobie. Napisałam maila do Lady Sloth, podałam dokładne wymiary i opłaciłam zamówienie. Wystarczyło poczekać raptem dwa tygodnie i paczka ze spódnicą była już w moich łapkach


Spódnica jest bajecznie rozkloszowana i posiada wysoki stan. Jest to jeden z jej największych atutów, ponieważ chorobliwie wręcz nie znoszę klasycznych spódnic, w przypadku których koniecznie jest podjęcie decyzji: koszula na zewnątrz, czy wpuszczona pod spód? Zazwyczaj w obu przypadkach efekt bywa średni, a w okolicach talii dzieją się naprawdę dziwne rzeczy. Wysoki stan sprawia, że spódnica pięknie przylega do ciała i podkreśla figurę. Żadnych odstających boczków, żadnych fałd koszuli niesfornie odstających i wymagających ciągłego poprawiania, żadnego rozkminiania czy koszula nie jest zbyt długa/krótka. Tak, wysoki stan to miłość mego życia.


Z przodu i z tyłu znajdują się plastikowe fiszbiny, mające za zadanie usztywnić stan oraz nie dopuścić, by się marszczył/zwijał. Jest ich raptem po dwie z każdej strony (dla porównania spódnica Bodyline L325 posiada aż siedem fiszbin), spełniają jednak swoją funkcję należycie.


Koronka ♥ 


Śmiało mogę powiedzieć, że to najpiękniejszy haft koronkowy jaki widziałam. Zapewne jest to spowodowane moim kwiatowym spaczeniem, ale nic nie poradzę na to, że uwielbiam floralne motywy.


Dół koronki zdobi gruba gipiura. Także na niej przewijają się motywy kwiatów i liści.


Nie mogę się zdecydować, czy przypominają mi bardziej głóg, czy wiśnie:


Co ciekawe, da się wychwycić pewien błąd haftu: jeden z kwiatów znajdujących się pośrodku nie posiada obramowania, to samo tyczy się części listków. Dzieje się tak na każdej kolejnej gałązce. Nie jest to jednak problem, ponieważ bez rozłożenia na białym, kontrastującym tle jest to całkowicie niewidoczne. Ponadto nie zauważyłam, aby któryś z elementów wykazywał tendencję do prucia, tak więc nie należy się o to obawiać. 


Dość o koronce, pora zajrzeć pod spód spódnicy:


Na początku byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona ilością warstw, jakie udało mi się  odkryć.


Pierwsza to oczywiście haft koronkowy. Druga to delikatny, lejący się szyfon, pod spodem którego znajduję się podszewka z... doszytą warstwą sztywnego tiulu.


Tego tiulu, którego nienawidzę całym sercem :"D
Smutna prawda o nim jest taka, że na krótką metę potrafi dać puff, ale w perspektywie dłuższego użytkowania dość prędko ulega oklapnięciu, a do tego potrafi zaciągnąć każdy delikatniejszy materiał, jak na przykład szyfon lub rajstopy. Wystarczy chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe.


Co gorsza, o ile u dołu został należycie obszyty, to u góry nie został w żaden sposób zabezpieczony.
Byłabym w stanie ostatecznie zignorować jego obecność, jednak już podczas pierwszego użytkowania dał mi się mocno we znaki. Po pierwsze, podczas siadania należy bardzo uważać, ponieważ ze spódnicy można zrobić namiot. Tak, namiot. Odkryłam, że tiul potrafi zahaczyć się i z racji tego, że jest bardzo sztywny po prostu "stoi" niczym częstokół, z którego opadają koronkowo-szyfonowe warstwy. Ciężko mi to opisać ale widok jest nieciekawy i trzeba pamiętać o tym, by podczas każdego siadania dokładnie zebrać poły spódnicy i przytrzymać je. Ktoś może powiedzieć "ale podczas siadania zawsze należy przytrzymywać spódnicę i poprawić ją, aby nie uległa zmięciu" - tak, ale pierwszy raz w życiu zmuszona byłam przytrzymywać nie tyle dół spódnicy, co jej wierzch.


Drugi problem pojawia się w momencie włożenia pod spód zwykłej organzowej halki, która nadaje spódnicy maksymalny, piękny puff. Sztywny tiul odcina się pod spodem i linia jego wszycia jest widoczna. Można to też zaobserwować, kiedy spódnica leży na płasko. Podczas robienia zdjęć stylizacji "We Got the Kingdom" musiałam dość często poprawiać spódnicę, aby te załamanie nie było zbytnio widoczne.

Oczywiście jest to w pewnym sensie moje czepialstwo i dla osób, które nie lubią dużego puffu/nie mają zamiaru w ogóle używać halki, dodatek w postaci wszytego sztywnego tiulu może okazać się naprawdę dobrym rozwiązaniem.

Z tyłu spódnicy znajduje się gorsetowe sznurowanie oraz shirring. Nie mam tutaj żadnych zastrzeżeń, wszystko jest jak najbardziej ok.


 Z boku znajduje się niemal niewidoczny zamek. Na początku chodził dość ciężko, z czasem jednak wyrobił się i niedługo powinien chodzić naprawdę gładko. Wewnątrz wszyto także tasiemki, aby spódnicę można było zawiesić. 

 
 Do spódnicy została dołączona pocztówka z Absentią (uwielbiam jej urodę i stylizacje, tak więc ten dodatek mnie mile zaskoczył) oraz sampel materiału z serii "Ball at Miranda Castle" (wersja fioletowa). Niestety, cierpię na poważny kolorowstręt i żaden, nawet najbardziej mroczny print tego nie zmieni :^


 Na zakończenie dodam jeszcze, że składając zamówienie najbardziej bałam się tego, że spódnica okaże się zbyt krótka i oglądając zdjęcia, na których widać było kolana modelki, bardzo mocno trzymałam kciuki, by mój egzemplarz okazał się raczej dłuższy niż krótszy. Ku mojemu zadowoleniu długość okazała się być idealna. Nie chodzi o to, bym miała coś przeciwko kolanom, o nie >D Po prostu tego typu nabytek pchał moje myśli bardziej w kierunku epoki wiktoriańskiej, a gołe kolanka nijak by mi do tej koncepcji nie pasowały.

 Jeśli kogoś ciekawi, jak spódnica prezentuje się na mnie, to można ją zobaczyć w notce 

Spódnica dostaje -5/5

 Minusik za znienawidzony przeze mnie sztywny tiul, którym będę musiała zająć się przy wolnej okazji. Poza tym niewielkim szkopułem spódnica warta jest każdej wydanej złotówki :)

sobota, 14 listopada 2015

We Got the Kingdom

 

 ♪ We got the Key ♪ 


 Tak to czasem bywa, że kiedy jakaś piosenka wpadnie mi w ucho, to nie mogę się jej pozbyć z głowy przez naprawdę długi czas. W tym konkretnym przypadku nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia


 Po letnim lenistwie, podczas którego praktycznie zrezygnowałam z chodzenia w lolicich ubraniach, nadeszła najwyższa pora na odreagowanie tego smutnego stanu rzeczy. Z tej też okazji postanowiłam stworzyć zestaw "na wypasie": ze względu na pokaźną wielkość niektórych elementów jest on dość ciężki, ale jednocześnie majestatyczny, wręcz królewski ♥


 Na przekór zasadzie, jaką obrałam sobie na samym początku prowadzenia bloga, w zestawie znajduje się parę jeszcze nierecenzowanych rzeczy. 
Jedną z nich jest różana opaska od Restyle. Od dawna marzyłam o czymś, co ukryje moje nieco oklapnięte włosy (i nie będzie kapeluszem). Na początku podchodziłam do niej dość sceptycznie, ale przeglądając zdjęcia przeróżnych lolicich stylizacji doszłam do wniosku, że przy statkach, filiżankach, tortach, koronach i innych fikuśnych headdresach, różany wieniec zawsze będzie wyglądał normalnie :"D


 Z racji stylizacyjnych królewskich aspiracji także ilość biżuterii musiała być niemała:


 Wśród nowych nabytków znajduje się pierścionek w kształcie dziurki od klucza, który wraz z wisiorem-kluczem stanowi od dawna wymarzony przeze mnie komplet ♥ Nie jest to oczywiście zwykły pierścień, można go bowiem otworzyć i użyć jako skrytkę na truciznę. Taki tam Lukrecjowy akcent, w sam raz pasujący do piosenki >D


Koszula "Moon's Elegy" to zdecydowanie najlepszy zakup od Infanty jaki mi się trafił. Elegancka, dobrze wykonana, leży idealnie. Czegóż chcieć więcej?


 Ostatnia z prezentowanych dziś nowości (która wkrótce doczeka się recenzji): spódnica z wysokim stanem od Lady Sloth.


 Nie zdradzę żadnego sekretu, jeśli już teraz powiem, że kiedy tylko otworzyłam paczuszkę z tym cudem, od razu je pokochałam. Do wykonania spódnicy użyto absolutnie przepięknego haftu koronkowego. Szczerze mówiąc jest to pierwszy zakup, nie pamiętam nawet od jak dawna, dzięki któremu poczułam się jak księżniczka ♥ Można się śmiać, ale czy nie o to właśnie chodzi w lolita fashion?


 Do koronkowej spódnicy wybrałam gładkie rajstopy, które zdecydowały się wyjść na zdjęciach jako czarna plama. Do tego toporne platformy 258 od Bodyline, niesamowicie wygodne i o dziwo, nadające się na listopadowe spacery. Oczywiście wiem, że nie każdy za nimi przepada, ale uznałam, że będą idealną przeciwwagą dla różanego wieńca. Całość uzupełnia torebka "Cathedral" od Restyle (moje "małe" królestwo >D).


 Zdjęcia zostały wykonane tak jak zwykle, przy Zamku Tarnowskich w Dzikowie (jedno z wejść bocznych). Nie wiem dlaczego wcześniej nie zwróciłam uwagi na tę paskudną rynnę oraz coś, co wygląda jak wmurowany w zamek kosz na śmieci </3
Z racji względnie ciepłego listopada dorzucam zdjęcie w płaszczu Pyon-Pyon LY-024, który postanowił spłatać mi paskudnego figla. Jeden z guzików rozpadł się na pół i nie mam pojęcia, jak go teraz skleić. Pozostaje mi zatem czekać na odpadnięcie pomponów i będę mogła odhaczyć komplet usterek.


 Na koniec news: postanowiłam założyć fanpage.
Jeśli ktoś jest zainteresowany tym, aby na bieżąco otrzymywać powiadomienia o dodawanych notkach, to zapraszam do polajkowania:

środa, 4 listopada 2015

Pusheeny muffiny i inne słodkości ♥

 Czyli luźna notka o absolutnie nieczarnych rzeczach >D
Przygotujcie się na masę różu, kotów oraz cukierasów!


Prawda jest taka, że kocham czerń całym serduszkiem.
Jeżeli chodzi o ubrania.
Co się jednak dzieje w zaciszu czterech ścian? Ha, to zupełnie inna bajka >D Ciemne kolory (nie wspominając nawet o czerni) przyprawiają mnie o podły, depresyjny (w tym złym tego słowa znaczeniu) nastrój. Z tego też powodu w miarę możliwości preferuję w pokoju pastelowe kolory, głównie zieleń i pudrowy róż. I nie, nie widzę żadnego problemu ani niespójności w tym, że ubieram się tylko na czarno, a mój wymarzony pokój to Candy Kingdom >D
To tyle w kwesti wstępu do notki, a teraz pora na przestawienie paru (mniej lub bardziej udanych) cukierkowych zdobyczy.

Zapewne większość osób kojarzy Pusheena - słodkiego, puszystego, leniwego kota obżartucha. Jedni go kochają, inni hejcą - ja akurat należę do tej pierwszej grupy (paw-tęcza i te sprawy >D).
Nie mogłam zatem przegapić okazji i nie zaopatrzyć się w różową, puszinową koszulę nocną od H&M. Jako, że ten przybytek dobrodziejstwa zostanie otwarty w moim mieście dopiero za jakiś czas, musiałam zdecydować się na zakup internetowy. Na modelce oraz zdjęciach sklepowych koszula prezentowała się bardzo zachęcająco. Materiał zdawał się być gruby, kolor wyrazisty a nadruk dobrze wykonany.


 Kiedy odebrałam moje zamówienie po prostu zaniemówiłam. Muszę przyznać, że jak żyję nie doznałam takiego rozczarowania jakością zakupionego produktu. Ani DoL, ani nawet Restyle mnie tak nie rozczarowało :"D


 Koszula nocna jakości ścierki do podłogi, którą całą można zmiąć i zacisnąć w garści - zmieści się bez problemu. Cienka, elastyczna szmatka, całkowicie prześwitująca. Darowałam sobie nawet przymierzanie.


 My perfect weekend?
Oczekiwanie na kuriera, który zabierze tego potworka gdzieś daleko. Pierwszy raz w życiu zdecydowałam się na dokonanie zwrotu towaru.


 Pomijając cienki, prześwitujący materiał (100% wiskoza) wiele do życzenia pozostawiał także nadruk. Wykonany niestarannie (ale w końcu to tylko koszula nocna), gumowaty i klejący się do rąk. 
Nawet słodkie kocie pyszczki nie powstrzymały mnie przed odesłaniem tej szkaradki </3


 Nie sądziłam, że da się zepsuć tak prostą rzecz jak koszula nocna :"D To niesamowite, ale mam w swoim posiadaniu rzeczy wykonane z szyfonu, który jest dużo mniej prześwitujący, niż ta wiskozowa "mgiełka".


 W tym samym czasie złożyłam Puszinowe zamówienie w House.


 Tutaj akurat nie mam na co narzekać: materiał jest naprawdę dobrej jakości, nadruk przeuroczy. 
So lazy, cant`t move - tak, to moje motto >D


 Zestaw składający się z gatek i koszulki okazał się zatem strzałem w dziesiątkę ♥


 Plusem dla House okazały się być także... metki. Zarówno koszula jak i piżamka są na licencji, ale tylko House postarał się o słodziuchne metki z Pusheenem. Mała rzecz, a cieszy.


Nadruk przedstawia (a jakże by inaczej!) Pusheeny oraz słodkości. Kiedy przyjrzeć się dokładniej kocim pyszczkom, można odnieść wrażenie, że są lekko derpowate...


 No cóż, na pewno nie tak derpowate jak pyszczek Pusheena kupionego na allegro :"D


 Przeglądając oferty na allegro, ebayu oraz innych portalach aukcyjnych, dość szybko można dojść do wniosku, że wszyscy sprzedawcy korzystają z tych samych (kradzionych rzecz jasna) zdjęć, oferując raczej ten sam (podrabiany) produkt. Zdjęcie, którym posługiwał się allegrowicz u którego dokonałam zakupu:


 Pomijając takie "detale", jak ogólny kształt kota oraz kolor haftu, wszystko się zgadza. Wszystko, czyli to, że kupiło się maskotkę-kota :"D Allegrowy Pusheen ma klapnięte uszko, brązowy haft i zdecydowanie jest szczuplejszy, niż sugerowały to zdjęcia sklepowe.


Z tyłu widać, jak bardzo sylwetka kota jest (użyjmy eufemizmu) niedoskonała.


 Tak czy inaczej, Pusheen został ze mną. Materiał z którego został wykonany jest niezwykle przyjemny w dotyku, a w tym kocim, derpowym pyszczku jest coś, co nie pozwoliło mi się z nim rozstać. Jest to pierwsza maskotka od jakichś 20 lat, która sypia w moim łóżku >D


 Przy okazji zakupu piżamki pozwoliłam sobie na zakup leginsów imitujących jeansy. Wykonane z grubego, ale zarazem mięciutkiego i elastycznego materiału idealnie pasują do Puszinowej koszulki :^


 Wspomniałam już, że Pusheen śpi w moim łóżku. Oczywiście wiadomo, że koty nie odpoczywają na byle czym:


 Poduszka (a właściwie poszewka na poduszkę) z Home&You. Swego czasu mieli muffinkową serię. Można było kupić kocyki, fartuszki, zastawę stołową i masę innych bibelotów z wizerunkiem słodkości. Do dziś dnia nie mogę odżałować, że nie kupiłam do kompletu koca ;_;


 Materiał poszewki jest mięciusi, bardzo podobny do tego, z jakiego wykonany został jasnozielony koc widoczny na zdjęciach koszuli i piżamy. Zamawiając z H&Y zaopatrzyłam się w kilka tego typu mięciutkich i miziastych pierdółek, ale szkoda miejsca na to by je prezentować. Warto pokazać jeszcze jedną rzecz z muffinowej kolekcji:


 Komplet kubek + puszka.


 Te ociekające słodyczą itemy stanowią jedne z najczęściej używanych przeze mnie rzeczy w kuchni. 


Nie znalazłam żadnych defektów, do których mogłabym się przyczepić. Komplet jest dobrze wykonany i prezentuje się świetnie ♥


 Skoro temat okołoherbaciany, to - głupia ja - kupiłam sylikonowy zaparzacz. Strasznie denerwowały mnie herbaciane/miętowe listki kręcące się w kubku, uznałam więc, że taka oto truskawka będzie doskonałym rozwiązaniem:


 Nope, pomimo wielokrotnego sparzenia i używania, ciągle daje się wyczuć dziwny smak w naparze. 
Zdecydowanie lepiej poświęcić chwilę czasu na odłowienie fusów/liści łyżeczką.


 Zbyt dużo słodkiego może przyprawić o mdłości, dlatego na sam koniec notki Pusheenowe kubki:


 Zamawiane na allegro - rzecz jasna podróbki. Jak zresztą widać. Nadruk na dole jednego z kubków jest fatalnie wykonany, a same kubki posiadają skazy (nierówności). No cóż, nie kosztowały majątku, mimo to moje rozczarowanie było spore.


 Puszinorożce i kryształy! ♥


Dla osób nielubiących pastelowych kolorów i różu notka ta była zapewne drogą przez mękę, ale uznałam, że jakaś odskocznia od wszechobecnego mroku była konieczna >D
Na pocieszenie mogę dodać, że w najbliższym czasie (czyli w ciągu dwóch-trzech lat) nie planuję  notki o podobnej tematyce, tak więc można odetchnąć z ulgą >D