sobota, 28 marca 2015

Mad Tea Party: Mourning

Stało się: nareszcie mogę zaprezentować ostatnią część stylizacji spod znaku szalonej herbatki!


Mad Tea Party: Mourning to zwieńczenie serii rozpoczętej niezwykłym snem, który został opisany w stylizacjach "Mad Tea Party: Dream" oraz "Mad Tea Party: Red Queen's Castle". Pierwsza z nich - lekka i trochę niesforna, zawierała białe (znienawidzone przez Królową) akcenty; druga - czerwona i wyrazista, łączyła czerń z (niezbędną na przyjęciu) czerwienią. Trzecia natomiast to zestaw czysto czarny, żałobny.


 Kończąc notkę "Red Queen's Castle" wspominałam o drzwiach, znajdujących się we wnętrzu zamkowej kawiarenki. Miały prowadzić do nowej stylizacyjnej przygody i jak widać - tak też się stało. Herbatkowe party przyjęło dość przewidywalny obrót sytuacji: każdy obeznany z książką "Alicja w Krainie Czarów" zapewne domyśla się, że Królowa miała drobne problemy z opanowaniem emocji, w konsekwencji czego poleciało kilka głów. Pora zatem tylnymi drzwiami pospiesznie ewakuować się z szalonej herbatki i przywdziać szaty żałobne, ku pamięci tych, którzy nie znali sekretnych, kuchennych drzwi, które - sugerując się Alicjową logiką - mogły okazać się dla nich zbyt małe. Na szczęście Demoniczne Szczury nie mają problemu z odnajdywaniem skrótów i ratowaniu się z tarapatów (oraz wszelakich towarzyskich zgromadzeń) :^


Zdjęcia zostały wykonane na zamkowym tarasie, który to (jak zapewne nietrudno zauważyć) ostatnimi czasy stanowi moje ulubione tło zdjęć ♥


Tak więc kiedy cichaczem umknęłam ze wspomnianej Mad Tea Party (w końcu szczury jako pierwsze ewakuują się z tonącego okrętu), pozostawiając los pozostałych gości w rękach jakże Szacownej Gospodyni (nie mając jednocześnie żadnych złudzeń co do ich przeznaczenia), pozwoliłam sobie na chwilę wytchnienia i uwiecznienie zestawu na tle przyjemnie chłodnych, zamkowych murów >D


Co prawda lato nie jest porą sprzyjającą noszeniu kilku halek, ale już wcześniej miałam okazję wykazać determinację w kwestii lolicenia podczas upałów. Nic na to nie poradzę, że moje wewnętrzne zapotrzebowanie na strojenie się dziwnie koliduje z wysoką temperaturą :'D


Każdy, kto od jakiegoś czasu przegląda mojego bloga wie, że cierpię na lekką fobię dotyczącą opalenizny. Skłania mnie to przeróżnych eksperymentów i wyrzeczeń, począwszy od noszenia długich rękawów w najgorszy skwar, przez zakup czarnego, ażurowego parasola przeciwsłonecznego (naprawdę marzę o zakupie kolejnej, podobnie mrocznej tandety), po zakup dość okazałego, czarnego słomkowego kapelusza (tutaj jest on dodatkowo ukłonem w stronę Szalonego Kapelusznika >D). Bardzo ubolewam nad tym, że jego rondo nie jest sztywne i pod ciężarem kilku sporej wielkości róż z perełkami oraz wstążki staje się "klapnięte" z jednej strony. No cóż, tak to jest, kiedy przesadza się z ilością dodatków :'D Poza tym nijak nie mogłam oprzeć się wybraniu biżuterii w kolorze srebra: okazała broszka z czarnymi kamieniami, podobna bransoletka oraz pierścionki idealnie kontrastują z czernią zestawu.


Do żałobnej stylizacji idealnie wkomponowała się prehistoryczna, iście gothic lolicia sukienka "Pintuck Ribbon JSK" od  Metamorphose. Muszę przyznać, że na początku sukienka wprawiała mnie w zakłopotanie: na zdjęciach "na płasko" wyraźnie widać, że jest pięknie rozkloszowana. Natomiast podczas pierwszej stylizacji z jej udziałem ("Water and Wind") miałam niemałe problemy z jej ogarnięciem: teoretycznie powinna mieścić dużą, solidną halkę. Praktycznie jednak podszewka znacznie ogranicza puffowy potencjał. Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie, że sukienkę można po prostu rozpiąć, a pod spód założyć underskirt. W przypadku tej stylizacji postawiłam na tiulową, bardzo rozkloszowaną spódnicę, która komponuje się z innym tiulowym elementem: uroczą koszulą z bufkami i stójką. Sukienka niestety uparcie robi mi psikusa w okolicy talii, dlatego tym razem podkreśliłam ją czarnym paskiem z ozdobną klamrą.


W szybkiej ucieczce na pewno pomagają wygodne buty, dlatego też bez wahania postawiłam na eleganckie skórzane czółenka z paskami. Do tego hit minionego lata, czyli tatuażowe rajstopy z nietoperzami! Odlot z przyjęcia gwarantowany >D Zestaw uzupełnia teczka "Gothic Windows", która uparcie nie chce zakończyć żywota i zniknąć z mojej szafy, ustępując miejsca jakieś nowej torebce :x


Tak też dobiegła końca moja senna przygoda na szalonym, herbatkowym przyjęciu.
Pora zatem zamknąć zeszłoletni rozdział stylizacyjny i zebrać siły na nowy, nadchodzący.
Najlepiej na tle pięknej, intensywnej zieleni ♥

poniedziałek, 16 marca 2015

Restyle biżuteria - naszyjnik Midnight Queen (uszkodzony)


 Całkiem niedawno udało mi się załapać na nie lada okazję: pewna znajoma osoba (nie będę rzucać nickami >D) postanowiła pozbyć się swojego naszyjnika z Restyle. Zastrzegła przy tym, że jest on lekko uszkodzony - brak mu jednego z czarnych oczek. Przez chwilę biłam się z myślami "brać czy nie brać?" - przecież tak okazałe kolie nie są w moim stylu. Wtedy w mojej głowie obiła się złota myśl innej znajomej "jeśli coś jest ładne to brać, a potem myśleć co z tym zrobić!". Tak też zrobiłam i jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę >D


 Naszyjnik pochodzi ze starej serii Restyle, wycofanej ze sprzedaży z powodu zbyt wysokiej zawartości kadmu. Jako, że w swoich zbiorach posiadam kilka rzeczy (także usuniętych ze strony sklepu): spinki "Black Diamond Ravens", "Key to Wonderland", "Chandeliers", wisior "Key to Wonderland" oraz pierścionek "Chandelier", i do tej pory nie miałam okazji zaobserwować nic niepokojącego, stwierdziłam, że jakiekolwiek ryzyko jest raczej minimalne. Tym bardziej, że oprócz pierścionka żadna z tych rzeczy nie ma bezpośredniej styczności ze skórą (zresztą sam pierścionek noszę dość okazyjnie). Cała sprawa wydaje mi się być dość grubymi nićmi szyta i jeśli tylko zdarzy się okazja, by po okazyjnej cenie skupić troszkę "toksycznego" złomu, to z radością z niej skorzystam.


 Wracając jednak do recenzji: kolia prezentuje się bardzo dobrze. Przynajmniej leżąc na firanie, gdyż nie miałam ochoty jej przymierzać - posiadam dość kościsty dekolt i tego typu biżuteria nigdy nie wygląda na mnie dobrze. Zdecydowanie preferuję zwykłe wisiory. 
Tak jak wspomniała poprzednia właścicielka, jeden z czarnych kamieni zaginął w akcji:


 Na szczęście pozostałe dwa uchowały się w całkiem dobrym stanie, bez rys i innych uszkodzeń. Osadzone poprawnie, nie odstają ani nie są krzywe, poza tym trzymają się dość solidnie. Dlatego też dziwi mnie to, jak zostały zamocowane: w pustym nietoperowym truchełku brak jest jakichkolwiek śladów kleju D:
Ramki w których osadzono kamienie (tak, wiem, szkiełka) są starannie odlane, nie dopatrzyłam się żadnych błędów. Nietoperzowe skrzydełka są naprawdę urocze ♥


 Z tyłu można dokładniej przyjrzeć się konstrukcji naszyjnika: na każdym z dwóch skrzydeł największego z nietoperzy znajduje się para oczek, przez które przechodzą łańcuszki, łączące się z nietoperkami-juniorami. Każdy z baby vampów zakończony jest pojedynczym łańcuszkiem, na końcu którego znajduje się zapięcie naszyjnika. Muszę też dodać, że czarne szkiełko nie jest jedynym elementem, którego naszyjnik nie posiada. Każda bardziej spostrzegawcza osoba na pewno zauważyła brak "łezki", która stanowi zakończenie dużego nietoperza (wystarczy porównać ze zdjęciem sklepowym). Z tego co wiem, naszyjnik od początku nie posiadał tego elementu. Jakoś szczególnie mnie to nie dziwi, nie będę też za nim płakać - sama pewnie bym go zdemontowała, tak więc oszczędzono mi pracy :^


 Z tyłu naszyjnik nie jest gładki, posiada masę żłobień, na których ładnie widać oksydowanie. 
Cóż więc postanowiłam zrobić z naszyjnikiem? Niestety nie posiadam żadnych eleganckich przyrządów do majsterkowania, ale zwykłe kombinerki (zapewne dużo starsze ode mnie) w zupełności wystarczyły.


Z dużego, topornego naszyjnika zrobiłam dwa małe, zgrabne nietoperzowe wisiorki: mamę nietoperzycę oraz baby vampire (teraz żałuję, że nie posiadam spinek do kompletu ;__; ). Wystarczyło pozbyć się łańcuszka i zacisnąć na szczytach nietoperków metalowe kółeczka, przez które można przeciągnąć łańcuszek.


Przyznam nieskromnie, że jestem zachwycona tym rozwiązaniem :'D


 Od dawna marzyły mi się tego typu wisiorki, ale szkoda było mi płacić cenę sklepową za naszyjnik, który przypadkiem podczas majsterkowania mogłabym uszkodzić. W końcu nigdy nie wiadomo, jak tego rodzaju stop zareaguje na dość brutalną ingerencję (a z doświadczenia z kluczem wiem, że nie należy on do wytrzymałych).


A co z biednym, małym nietoperkiem bez oczka? No cóż, również dla niego znalazło się zastosowanie: breloczek do kluczy! Nie ma się co czarować: gdyby baby vamp nie był "ślepy", nie nadawałby się do pełnienia tej funkcji. Klucze w ciągu paru dni zajęły by się czarnym szkiełkiem, rysując je niemiłosiernie. W nowej funkcji nietoperz odnalazł się idealnie i służy mi już jakiś czas bez zarzutu.


 Okazyjna cena jaką dałam za naszyjnik, czyli - bagatela - 14zł z wysyłką, pozwoliło mi nie tylko uzupełnić biżuteryjny asortyment pod kątem nietoperzy, ale także (po raz pierwszy od dłuższego czasu) zmusiło mózg do podjęcia wysiłku w kierunku DIY. Cieszę się z zakupu i nie mogę doczekać się tego, by móc wykorzystać nowe wisiory w stylizacjach :D

sobota, 7 marca 2015

Papercats bluza nietoperz (bat hoodie)

Bluza-nietoperz kupiona w sklepie Papercats spoczywa w mojej szafie już od grudnia. Bardzo, ale to bardzo chciałam zrobić jej recenzję tuż po zakupie, jednak w dość zaciemnionym pokoju aparat odmawiał posłuszeństwa - wszystkie zdjęcia wychodziły ciemne i rozmazane </3 Na szczęście po ponad dwóch miesiącach słońce w końcu przebiło się przez chmury na tyle mocno, że mogłam zrobić mojemu nabytkowi krótką sesję.


Niestety, bluza na moich zdjęciach nie prezentuje się najlepiej :'D Jest to jedna z tych rzeczy, które zdecydowanie lepiej wyglądają na człowieku, niż "na płasko", dlatego też u góry zdjęcie sklepowe. Na żywo bluza wygląda mniej więcej jak na modelce, chociaż z lekkim rozczarowaniem przyznaję, że nie mam aż tak ładnie podkreślonego wcięcia w talii, do którego to przyzwyczaiłam się dzięki innej bluzie Papercats (z kocimi uszkami), w której talię można było sobie "zrobić" dzięki gorsetowemu sznurowaniu znajdującemu się na plecach. W przypadku bluzy-nietoperza byłoby to zdecydowanie zbyt wiele (kaptur z uszami, skrzydła, gorsetowe sznurowanie i może jeszcze... dyndające pomponiki? nie x'D). Tak więc coś za coś, w końcu zadaniem bluzy nie jest idealne przyleganie do ciała, a bycie ciepłym uzupełnieniem wiosenno-jesiennej garderoby.
Bluza kosztywała 145zł + koszty wysyłki i dotarła do mnie dość szybko.


 Jak widać na zdjęciu wyżej, bluza na płasko ma dość beczkowy kształt :x
Zdecydowałam się na rozmiar S, gdyż nie lubię, kiedy bluzy wiszą na mnie jak na wieszaku. Wymiary prawie zgadzają się z tymi sklepowymi: według tabelki rozmiar S ma 47cm pod pachami (u mnie 45cm), szerokość dołu nad ściągaczem 42cm (u mnie 37cm), długość natomiast jest taka sama: 57cm. Cieszy mnie, że trafiłam na egzemplarz węższy o parę centymetrów, jednak rozbieżność w przypadku tego drugiego wymiaru wynosi dobre 5cm (na płasko), co dla niektórych zapewne mogłoby stanowić pewien problem.

Bluzę wykonano z grubego, przyjemnego w dotyku materiału (90% bawełna + 10% poliester). Jest absolutnie kruczoczarny, zdjęcia po prostu wyszły zbyt jasno.
Z przodu zapinana jest na zamek, który chodzi bardzo gładko.


Rzeczą, która rzuciła mi się w oczy (i przy okazji na mózg >D) kiedy po raz pierwszy zobaczyłam bluzę na stronie sklepu, nie były skrzydła nietoperza, lecz kaptur z przeuroczymi uszkami. Jest dość obszerny i na szczęście znacznie lepiej uszyty, niż ten w kociej bluzie, gdzie najzwyczajniej w świecie krzywo zszyto poszczególne części. Nie zmienia to jednak faktu, że posiada drobne nierówności, falowania w miejscu szycia. Warto też dodać, że kaptur jest podwójny: w środku nie znajdziemy polaru, lecz taki sam materiał, jak ten na zewnątrz bluzy. To spory plus, szczególnie w przypadku wietrznych i deszczowych dni.


Bardzo ładnie uformowane uszka ♥ Nie miałam jeszcze okazji przetestować bluzy tak więc nie wiem, czy będą one cały czas klapnięte, czy raz postawione będą stać. Wstępne przymiarki w domu wskazują, że efekt będzie pośredni. Swoją drogą ciekawi mnie, na jakim gatunku nietoperza wzorowano się formując uszy, gdyż ich kształt jest niemal identyczny, jak w bluzie-owcy (którą pewnie kupię, jeśli tylko pojawi się w czarnej wersji >D)


Skrzydła uszyte zostały podobnie jak kaptur i uszka, z podwójnej warstwy materiału, dodatkowo przeszytej w kierunku pach. Daje to efekt nietoperzowych skrzydeł, oczywiście niezbyt okazałych, ale jednak. Po opuszczeniu rąk skrzydła składają się, dzięki czemu możliwe jest założenie kurtki lub płaszcza. Osobiście opcja ta absolutnie nie przypadła mi do gustu i z niecierpliwością czekam na cieplejsze dni, by móc chodzić w bluzie z rozpostartymi skrzydłami.


Poza tym skrzydła lekko ograniczają ruchy, głównie podnoszenie rąk do góry, gdyż bluza troszkę się podciąga (jednak odpowiedzmy sobie szczerze, jak często zdarza nam się podnosić ręce całkiem do góry?).


Rękawy wykończono ściągaczem, przy którym znajdują się otwory na kciuki. Zabezpieczone przed pruciem, wyglądają całkiem solidnie. Bluza posiada dwie obszerne kieszonki, idealne na zapas chusteczek, telefon komórkowy i mp3. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba >D
Niestety, przy ściągaczu na dole bluzy nie da się nie zauważyć dwóch zmarszczeń materiału (także z tyłu znajduje się podobne). Na zdjęciu sklepowym bluza w tych miejscach jest gładka, tak więc jest to ewidentnie niedoróbka. Wygląda to trochę tak, jakby ktoś uciął zbyt krótką część ściągacza i na siłę starał się zmieścić górną część materiału na krótszej, ściągaczowej części.


Pocieszam się tym, że zamek jest przynajmniej prosto wszyty. W kociej bluzie skręcał on dość mocno w bok, przez co całość układa się średnio.


Z tyłu bluza jest gładka, brak jej jakichkolwiek dodatków (na szczęście).

Podsumowując: 
+ materiał jest dobrej jakości: gruby, intensywnie czarny;
+ skrzydła oraz uszka są bardzo fajnie zrobione;
Jedyny minus to tak naprawdę marszczenia na kapturze oraz na dole bluzy, przez co ostateczna ocena to
-5/5

Mam nadzieję, że bluza-nietoperz będzie godnym następcą bluzy-kota, która to po paru latach używania wyblakła i dorobiła się dziur na łokciach (jeszcze nigdy nie zniszczyłam tak żadnej bluzy i ciągle się zastanawiam, czy to kwestia jakości, czy też tego, że używałam ją aż tak często). Czas pokaże.
Na szczęście(?) Papercats tak często wrzuca nowości, że raczej niezbyt prędko będę miała dylemat "czy warto wydać X zł i kupić kolejną fikuśną bluzę?" >D

niedziela, 1 marca 2015

Ethereal Bat

Ostatni casual gotycki zestaw był bardzo "zabudowany", pora więc na małą odmianę >D


 Spoiler: pod spodem są szorty.
Dodaję tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie zauważył >D
Bardzo chciałam nazwać notkę "Demonic Batter", bo nietoperzowa bluzka, więc zamiast "rat" -> "bat", jednak angielski to język okrutny i "batter" związku z nietoperzem jako tako niestety nie ma :'D
Natomiast eteryczność, ulotność itd jak najbardziej pasują do tego zestawu, nie tylko ze względu na szyfonową tunikę i bezładnie latające włosy: zdjęcia zostały wykonane podczas orkanowej zawieruchy (w grudniu bodajże). Wiatr był tak mocny, że mimo w miarę osłoniętego miejsca, cudem udało się cokolwiek uwiecznić.


 No cóż, zima rządzi się własnymi prawami, tak więc pora na krótki opis outfitu "nu-gothowo-slutowym nietoperzem pragnę być": bazę stanowi czarna, szyfonowa, plisowana tunika z długimi, rozkloszowanymi rękawami. Kupiona w sh, naprawdę nie mogłam się jej oprzeć. Plisowane szyfony to moja ostatnia słabość, przez co do mojej szafy wpadło już kilka ciekawych ciuchów w tym stylu :^ Pod spód trafiła zwykła, bawełniana bluzka z długim rękawem. Wiadomym jest, że do tuniki konieczne są (przynajmniej) szorty, których to rąbki można dostrzec na niektórych zdjęciach.


 We włosy wpięłam garść czarnych róż, kupionych wieki temu w H&M. Aby biżuteria odpowiednio wyróżniała się na tle czerni, wybrałam jasny klucz oraz pierścionek-liść z Rossmanna, srebrny pierścionek z białym oczkiem, a  do tego spinkę żyrandol z Restyle. Wszystkie elementy oprócz pierścionka z oczkiem sparklą się szkiełkami, niestety nie udało się tego uchwycić na zdjęciach </3


Być może przy mojej figurze połączenie takiej długości tuniki wraz rajstopami imitującymi pończochy nie jest najszczęśliwsze - być może lepsze byłyby zwykłe, gładkie? Być może. Na pewno byłyby nudniejsze i nie komponowałyby mi się ze slutowatą wizją nietoperza snującego się po zamkowych schodach >D


 Sznurowane buty są oczywiście od Jana Piwowarczyka, natomiast rajstopy (imitujące pończochy) w kwiatowy wzór kupione na targu za jakieś 5-10zł.


 Aby nie mieszać kolorów, do zestawu wybrałam (obecnie już "roboczą", niezniszczalną) teczkę z Restyle "Gothic Windows"
Podsumowując ten zestaw: jest idealny na lato i przy okazji upałów na pewno zmodyfikuję go w kierunku jeszcze większej "codzienności"/do pracy: rajstopy zmienię na ażurowe, a buty na obcasie wymienię na trampki na 3cm platformie. Ewentualnie kupię toporne, paskudne, okołogotyczne sandały z jakiejś sieciówki. Mam jeszcze czas do lata, na pewno coś wymyślę :^