czwartek, 17 lipca 2014

Repose

Długi majowy weekend, wbrew moim pierwotnym planom, wcale nie był leniwy :'D
Nie chodzi jednak o spacer i uwiecznienie stylizacji, o nie.
Luby zaplanował wyjazd-niespodziankę, dzięki czemu wylądowaliśmy w miejscowości o jakże wdzięcznej nazwie Zwierzyniec.


Szczerze mówiąc do końca nie byłam pewna, czy w ferworze podziwiania okoliczności przyrody uda się uchwycić kilka zgrabnych zdjęć stylizacji (czyli: czy biegając od drzewa do drzewa uda mi się przybrać normalną pozę i w miarę ogarnięty wyraz twarzy :P ).
Jako, że ostatnio coraz rzadziej mam okazję chodzić w lolicie, nie mogłam przepuścić okazji do wystrojenia się. Stroić się jednak trzeba z głową - uwzględniając warunki podróży, czyli ciśnięcie się w autobusie, oraz zwiedzanie (w końcu jak się gdzieś jedzie, to nie po to, żeby leżeć w pokoju przed telewizorem). Bez sensu jest także targanie ze sobą sterty ubrań - trzeba spakować się inteligentnie (czyli zmieścić się z tym całym kramem do plecaka Lubego >D )


Zwierzyniec, znany także jako stolica Roztocza, urzekł mnie mnóstwem zieleni. Tego właśnie trzeba mi było - wypoczynku na łonie natury, z dala od ludzkich tłumów, szumu samochodów, elektrowni. Teoretycznie mogłam wyjechać na rodzinną wieś, praktycznie jednak wiem, że zostałabym wysłana z pilną misją w grządki w celu ratowania warzyw przed plagą chwastów </3 Luby zatem uratował mnie od przykrych obowiązków, zapewniając jednocześnie to, co lubię najbardziej :)


Na te kilka, na szczęście jeszcze nie upalnych dni, zdecydowałam się wyjechać w "punkowej" JSK Bodyline. Wykonana z szyfonu nie sprawiała najmniejszego problemu: nie mięła się, nie musiałam się także przejmować tym, że podczas któregoś ze spacerów zahaczę o gałęzie i uszkodzę delikatny materiał.
Pod sukienkę trafiła szyfonowa bluzka koszulowa od Mystery Garden. Kołnierzyk wykonany z białawej koronki z czarnymi wstawkami całkiem nieźle komponuje się z czarno-szarym printem sukienki.


Podczas długich spacerów jak zawsze idealnie spisały się buty Bodyline 170. Wygodne i stabilne, pasują w sumie do wszystkiego (co lolicie). Do tego koronkowe rajstopy z roślinnym motywem.


Moja straszliwa słabość: mech. Uwielbiam podziwiać omszone konary drzew, badać opuszkami palców fakturę zielonego puchu. 


Jak widać na powyższym zdjęciu, mech odwdzięczył mą sympatię przyciągając moje włosy >D


Praktycznie wszystkie szpargały udało mi się spakować do torebki Restyle "Gothic Windows". Wbrew pozorom jest dość pojemna, podróż przetrwała bez problemu. Niestety, zapewne w skutek złego przechowywania, zaczyna tracić kształt teczki :c
Włosy ozdobione zostały zestawem czarnych różyczek oraz spinką-kandelabrem. Pewnie usłyszę, że spinka wcale tu nie pasuje, ale taki mój urok, że zawsze muszę wetknąć coś "nadprogramowo".


Kandelabr pasował kolorystycznie do pozostałej biżuterii: delikatnej kolii z czarnymi kamieniami, pierścionkami oraz bransoletą. Wszystko utrzymane w kolorze starego srebra i czerni, uwielbiam te połączenie ♥


Aby nie nadwyrężać gorsetowego sznurowania z przodu i z tyłu sukienki, zdecydowałam się na pasek na talię ozdobiony klamrą-motylem. Niestety, jest on hardym failem: kupiony na Bodyline, okazał się być źle zszyty. Układa się przez to krzywo, ale (podobno) nie rzuca się to jakoś strasznie w oczy.
Motyle to moi kolejni ulubieńcy. W tej stylizacji pojawiają się jedynie na pasku i na pierścionku, ale w planach mam inną stylizację, gdzie będzie ich troszkę więcej. Szkoda tylko, że nie ma żadnej ciekawej sukienki z motywem motyli (co prawda pojawiają się na sukience DoL "Midsummer Night's Dream", ale to jeszcze "nie to").


Ktoś ma chrapkę na "napój majowy"? >D
Marzanka wonna bajkowo wyścieliła runo w buczynowym lesie ♥ 
Strasznie żałuję, że w mojej rodzinie nie ma tradycji nalewkarskich ._.


Na koniec zdjęcie na moście. 
Kiedy było wykonywane nie widziałam jeszcze, że następnego dnia będę pod nim przepływać biorąc udział w 25 kilometrowym spływie kajakowym :'D


Cieszę się, że najpierw zwiedziliśmy miasto i okolicę, robiąc przy okazji parę zdjęć stylizacji. Po spływie nie byłoby na to za bardzo szans: słońce dopisało. Bardzo. Wyszłam zatem z kajaka nie tylko mokra, ale i ogorzała jak zdrowa chłopka x'D


Tym "radosnym" motywem kończę notkę i obiecuję wybielić się do następnej stylizacji :P

sobota, 5 lipca 2014

Victoria Frances Bicycle Favole Poker Cards

I stało się: nadeszły wakacje :D
Oczywiście w moim wieku mają one charakter czysto symboliczny - etap edukacji (w tym tej wyższej) mam już dawno za sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że okres pomiędzy lipcem a późnym wrześniem działa na mnie troszkę magicznie. Nabieram wtedy chęci na podróżowanie, zostawienie komputera w mieście i udanie się na zaciszne łono wsi ♥


Cóż wspólnego ma z tym dzisiejsza notka? No cóż: miejsce, do którego udaję się w ramach ucieczki od cywilizacji jest taką dziurą, że nie ma tam nawet telewizora (o dostępie do internetu nie wspomnę). Człowiek zmuszony jest wtedy znaleźć sobie inną rozrywkę niż samotne surfowanie po internecie (pełnego innych samotnych ludzi). Wystarczy wyłączyć laptopa i wyjechać kilkadziesiąt kilometrów za miasto, aby odnaleźć ciszę, spokój i uzmysłowić sobie, że pozostaje nam albo umrzeć z nudów, albo podjąć wyzwanie i zacząć uczyć się rzeczy, które jeszcze dla naszych rodziców (czy starszego rodzeństwa) były czymś absolutnie normalnym.


 Jedną z takich rzeczy, umilającą długie upalne południa i wieczory jest granie w karty. O zgrozo, gdyby nie Luby i jego anielska cierpliwość, zapewne nigdy nie nauczyłabym się ani jednej gry. W ramach podziękowania postanowiłam sprawić mu nową talię, z której będziemy mogli wspólnie korzystać podczas wyjazdów. 


 Poszukiwania talii idealnej trwały długo. Naprawdę długo. Niestety na polskim rynku nie ma zbyt ciekawej oferty, dlatego też ostatecznie postawiłam na "pewniaka", czyli Victorię Frances. Swego czasu jej prace podobały mi się do tego stopnia, że sprawiłam sobie nawet plakat przedstawiający cycatą wampirzycę (bodajże "Libera Me"). Do tej pory nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego spośród tylu tak dobrych prac wybrałam tak kiczowatą :'D


Ale do rzeczy: za talię odpowiedzialna jest firma Bicycle, która w swoim dorobku ma dość pokaźną ofertę kart, w tym także tych mroczniastych. Niestety z tego co się orientuję, z pracami Victorii dostępna jest tylko jedna talia. Ma to zapewne związek z ilością jej prac: przedstawiana przeze mnie talia pochodzi z serii Favole ("Stone Tears", "Libera Me" oraz "Frozen Light"). Wątpię, żeby na obecną chwilę z pozostałych dało się sklecić przyzwoity zestaw :c
Karty przybyły zapakowane foliowe opakowanie (odwiecznie kojarzące mi się ze sposobem, w jaki pakowane są paczki papierosów). Po zdjęciu folii, aby dobrać się do zawartości, należało delikatnie odkleić kwadratową nalepkę przypominającą nam, skąd firma pochodzi ('Murica!).
Tekturowe opakowanie z każdej strony (oprócz spodu, gdzie ponownie przypomina nam się skąd karty do nas przywędrowały) zostało ozdobione pracami artystki:




I tu pojawia się lekki zgrzyt: opakowanie nie należy do zbyt solidnych, po dwukrotnym(!) delikatnym otwarciu widoczne są już pęknięcia na tekturce... Zdaję sobie sprawę z tego, że tektura-papier-nietrwałe, ale bez przesady :c


 Pierwsze wrażenie po otwarciu: karty same wysuwają się na zewnątrz, jakby nie mogły doczekać się rozegrania pierwszej partii.


W tym miejscu wspomnę, że wszystkie karty są kolorowe. Na szczęście producent nie poszedł na skróty i nie wrzucił tutaj szkiców (zapewne część osób będzie nad tym ubolewać, na pewno jednak nie ja).


Pierwsza karta jest niczym okładka książki: mamy podane tytuł oraz autora. Taki nadprogramowy dodatek cieszy, szczególnie, że przedstawia piękną grafikę jesiennego krajobrazu: bezlistne konary drzew oraz resztki suchej trawy, wszystko przykryte kołderką z mgły, przez którą leniwie przeziera chylące się ku zachodowi słońce. Jest to fragment "Tristesse Eternelle", konkretnie jego lewa część (ucięto fragment z kobiecą postacią). Tego samego motywu użyto do ozdobienia tyłu kart, co jest dość pomysłowym posunięciem - w końcu nie trzeba było wykonywać osobnej grafiki.


 Opisana wyżej grafika znajduje się na odwrocie każdej karty, tworząc swoistego rodzaju hipnotyczny wachlarz (lub jak kto woli: ma się wrażenie, że nasz wzrok szwankuje).


A tak oto prezentują się karty w całej okazałości:


Do talii dołączono (standardowo) trzy jokery: dwa czarne oraz jeden czerwony. Dolna karta przedstawia pracę "Piccolo Sacha", prawy górny róg to "Teatro de Marionetas". Trzecia praca, znajdująca się z lewej strony nie jest mi obca, ale kompletnie nie kojarzę jej nazwy. Niezmiernie żałuję, że producent nie pomyślał o dodaniu (choćby niewielkimi literami) tytułu każdej pracy na karcie. Wiem, że z jednej strony ugodziłoby to  karty ze strony estetycznej oraz że tego typu rzeczy powinno się oczekiwać po albumach, ale mimo wszystko brakuje mi tego elementu :c


Kolejną rzeczą jaka mnie rozczarowała jest brak koncepcji przy wyborze prac dla poszczególnych kolorów kart. Na dziesiątki sposobów doszukiwałam się jakichś połączeń, np. kier - nieszczęśliwa miłość, pik - duchy, trefl - wampiry, karo - postacie w budynkach itd itp, cokolwiek co wskazywałoby na jakąkolwiek koncepcję. Nic. Naprawdę nic nie znalazłam.


Nie będę rozpychać notki pokazując całą talię po kolei, dlatego przedstawię po dwie ulubione karty/prace z danego koloru.
Pierwszy kolor - kier, to "Rosetón" (i chociaż google translator twierdzi, że z galicyjskiego to "trądzik różowaty", to tak naprawdę chodzi raczej o rozetę :'D ) oraz "Madama Butterfly". Z miłości do motyli chyba nikomu nie muszę się tłumaczyć.

Drugi kolor - pik, to fioletowo-czarny motyl na tle zimowego pejzażu (zadziwiająco podobny do tego z pracy wyżej, na szczęście jednak nie identyczny) oraz  posągi aniołów na opuszczonym cmentarzu (a może jednak nie tak do końca opuszczonym, skoro przez sam środek biegnie ścieżka?). Nie znam tytułów obu prac, ale znajdują się one na szczycie mojej toplisty "taki plakat bym teraz kupiła". Taki, a nie cycaty :x


Trzeci kolor - trefl, to praca nieznana mi z tytułu, ale bardzo podobna do "Senda de un río". Druga karta to klasyczna już "Ophelia", która jak na topielca wygląda zadziwiająco dobrze :v



Czwarty kolor - karo, to nieznane mi z nazwy dziewczę marznące w towarzystwie dwóch wilków (lubię tła prac Victorii, niektóre zdecydowanie bardziej niż motyw główny danego rysunku - tak właśnie jest i w tym przypadku) oraz smutna pani w koronie cierniowej z maską rodem z balu karnawałowego na tle nenufarów i mokradeł ("La Dolorosa"). Dziwne połączenie, ale detale pracy urzekają.

A teraz kilka słów o asach i figurach w talii. Kiedy już doszłam do wniosku, że przy tworzeniu kolorów nie użyto żadnego schematu, zaczęłam się go doszukiwać w asach, królach, damach i waletach. Szczerze mówiąc nie wiem na co liczyłam.


Asy to kompletny miszmasz. Przy królach zachowano przynajmniej odpowiednią płeć, ale dlaczego karo to zamaskowany jegomość z "Lágrimas de piedra"? Przecież w pracach Victorii jest całkiem sporo panów, którzy dużo bardziej nadawaliby się na jego miejsce (choćby ten znajdujący się z prawej strony tego oto niefortunnie przyciętego obrazka) :c Z pozostałymi królami jestem w stanie się pogodzić, jest na co patrzeć >D


Damy: przez chwilę miałam nadzieję, że kluczem do tej figury jest pewne, twarde spojrzenie. Szkoda tylko, że trefl patrzy się gdzieś w bok, przecież można było wybrać inną drapieżną postać. Walety - szczerze mówiąc byłoby ok, gdyby nie kier - mazgaj. Taki wstyd :c

Jak widać, karty te nie są klasyczne: nie posiadają swojego odbicia lustrzanego, które gwarantuje wygodę podczas grania. W zwykłych kartach nie ważne jakbyśmy je chwycili, nigdy nie mamy wątpliwości co trzymamy w dłoniach. W przypadku tych kart można dostać oczopląsu, dlatego polegać można wyłącznie na oznaczeniach znajdujących się w rogu kart:

gotycki romantyzm, wow :^
Na szczęście wykonane zostały bardzo czytelnie, symbole otoczone są jaśniejszą obwolutą:


Przy okazji widać fakturę materiału, z jakiego została wykonana talia. Jestem laikiem w tej kwestii, ale mogę wypowiedzieć się o jakości nadruku. Wszystkie kolory są bardzo głębokie, nic nie jest rozmazane. Każdy, nawet najmniejszy detal jest pięknie oddany:


Kwestią kontrowersyjną może być ramka z motywem pnączy i róż. Jedni będą na nią narzekać twierdząc, że szpeci, inni stwierdzą, że w sumie nie jest zła. Ale czy ktoś powie, że jest ładna i dodaje uroku kartom? Hmmm :x

A teraz ciekawostka. Studiując talię dokonałam dziwnego odkrycia, które nazwałam "Favole: Festiwal krwi, łez i rozmazanych makijaży" >D
Wszystkie karty widoczne na samym dole zdjęcia zawierają mniejsze lub większe ilości krwi, natomiast te ułożone w łuk u góry to łzy + rozmazane makijaże (oczywiście w kupce z krwią także tkwią fontanny słonej wydzieliny z oczu).


Prace Victorii są naprawdę dobre. Ale czy dobry, gotycki art musi zawierać hektolitry krwi i łez? Odpowiedź brzmi: NIE. Sama autorka udowodniła to innymi pracami, dlatego też nie wiem, skąd takie nagromadzenie płynów na jej rysunkach. Rozumiem modę na wampiry, ale wszystko ma swoje granice.


Dla przykładu, po tej selekcji z kierów zostały mi tylko dwie karty. Dwie karty, na których praktycznie nie widać twarzy dziewcząt, więc równie dobrze i one mogą szlochać...


Zapewne usłyszę zarzut, że nie czuję tego mrocznego klimatu, ten ból, smutek, samotność, rozdarte serca... Fakt, nie czuję. I nigdy, nawet w dobie mojego głębokiego firana-gotyku nie czułam się zobowiązana do bycia smutnym i zapłakanym. Źle mi się to kojarzy, szczególnie, kiedy widzę dorosłego chłopa, który wygląda jakby miał zaraz wypłakać gałki oczne D:
~~ale on jest wampirem, nie rozumiesz!~~


Abstrahując od mroczniastości oraz głębi smutku prac, muszę przyznać, że karty leżą w dłoni bardzo dobrze, bardzo dobrze się je tasuje, bardzo dobrze się je rozdaje. Bez porównania lepiej, niż te ukryte w domku na wsi :'D


Podsumowując:
Karty dostają -5/5
Minus za tekturowe opakowanie, które do trwałych z pewnością nie należy.
Nie odejmuję punktów za nieodpowiadające mi łzowo-krwawe grafiki, ponieważ w gruncie rzeczy mogłam się domyślić, że duża część prac będzie w ten sposób wyglądać (a Lubemu takie rzeczy nie przeszkadzają). Nie mogę doczekać się pierwszej porządnie rozegranej partii Makao :D
* tak, na inne gry jestem po prostu za cienka x'D *