niedziela, 22 lutego 2015

Bodyline shoes 152

Jeszcze jakiś czas temu srogo zarzekałam się, że nie kupię więcej butów z Bodyline.
Z okazji tego, że na starość zaczyna mi powoli odbijać, kupiłam aż dwie pary >D


Dzisiejszą notkę poświęcę tym mniej hardcorowym, w których mam zamiar faktycznie troszkę pochodzić, a które to gościły już w mojej szafie wieki temu: Bodyline 152, jeden z najstarszych modeli, dostępny na sklepie odkąd sięgam pamięcią. Były to moje pierwsze buty w lolicim stylu, musiałam się jednak z nimi rozstać - kupiłam rozmiar pół centymetra za ciasny, przez co chodzenie w nich było prawdziwą mordęgą. Niemniej jednak udało mi się uwiecznić "stylizację", na której można przyjrzeć się jak buty wyglądają na nogach: "Black Roses in the Wind", czyli mroki historii/jedno z pierwszych lolita wannabe :^


 Buty powróciły do mojej szafy z kilku powodów, skupię się jednak tylko na jednym: mają paski, które stabilnie trzymają stopę. Dzięki nim buty nie ześlizgują się ze stopy, a komfort chodzenia jest milion razy lepszy, niż miało to miejsce w przypadku choćby (o zgrozo, do tej pory niezrecenzowanych) Bodyline 245 (widocznych np. w stylizacji "Gothic Quatrefoil").


 Przyznam się, że przeżyłam niezły szok kiedy odkryłam, że buty przybyły do mnie w oryginalnym bodylajnowym opakowaniu. W sumie w mojej szafie miałam już cztery pary butów i ANI JEDNE nie posiadały pudełka. Wow, taki zaszczyt mnie kopnął :^ Inna sprawa, że osoba pakująca moje zamówienie nie pofatygowała się nawet by wrzucić pudełko do foliopaka, tylko najzwyczajniej w świecie okręciła je na krzyż taśmą i wysłała na drugi koniec świata. Seems legit. Na szczęście butom nic się nie stało, jedynie pudełko wygląda jak kupa nieszczęść.


 Paseczki ♥ 
Buty posiadają dwa paski krzyżujące się na środku stopy oraz jeden okalający kostkę. Tylko te górne zapinane są na zatrzaski, mimo to zakładanie i ściąganie butów jest dzięki nim bardzo ułatwione. Poza tym długość wszystkich pasków można regulować przy pomocy klamerek.


 Buty ozdobione zostały kokardkami. Dość zgrabnie uformowane, znajdują się z tyłu nad piętą oraz z przodu: na skrzyżowaniu pasków oraz na czubkach butów.


O ile te umieszczone z tyłu oraz na paskach można spokojnie usunąć, o tyle te na czubkach butów trzeba odpruwać, ponieważ zostały przyszyte. Niestety wszystko wskazuje na to, że dość solidnie...
No cóż, i tak na początku mam zamiar pochodzić z kompletem kokardek :^


Buty rzecz jasna są dość toporne, ale taki ich urok (tak samo jak i większości "tró gotyckich" buciorów). Platforma w najwyższym miejscu ma 3cm, obcas wraz z flekiem 9,5cm. 
Oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że platforma już po pierwszym spacerze zacznie się marszczyć, ale czegóż więcej można oczekiwać za buty kosztujące 2k jenów (wysyłka za friko)? Marszczenie to i tak najmniejszy z problemów: w końcu Pleaser Electra 1020, które kosztowały kilka razy więcej, posiadały podeszwę, która zaczęła się kruszyć już po pierwszym wyjściu. Żadne z bodylajnowych butów nie zrobiły mi do tej pory takiego psikusa (nie licząc Bodyline 170, ale ich naprawa była dziecinnie prosta).


 A tak oto mój najnowszy nabytek prezentuje się na nogach:


 *dawno nie było kaczych nóżek :^ *
Buty idealnie będą nadawać się do wielu stylizacji. Czarnych rzecz jasna. Bardzo czarnych. 
Chociaż jestem niemal pewna, że po paru wyjściach chwycę za nożyczki i bezlitośnie poobcinam kokardy >D


Podobno z butami Bodyline jest jak na loterii: w zależności od tego, na jaką partię trafimy, taka będzie ich jakość. Po raz pierwszy kupiłam ten model w okolicach czerwca 2012 roku i sprawowały się dość dobrze. Ciekawi mnie, czy po niemal trzech latach coś uległo zmianie. Niech no tylko trochę cię ociepli, a bez wątpienia wyruszę w nich na jakąś dłuższą wyprawę, aby przeszły solidny chrzest bojowy.

sobota, 14 lutego 2015

Lovers End

 Nie ma to jak walentynkowo-stylizacyjny kicz party >D
Z góry pragnę zaznaczyć, że zdecydowanie nie należę do zwolenników "święta" zakochanych. Po prostu uznałam, że całkiem przypadkiem nadarzyła się doskonała okazja do popełnienia czarno-czerwonego outfitu i byłaby wielka szkoda z niej nie skorzystać. Nucąc sobie pod nosem jakże nastrojowe "Lover End" (The Birthday Massacre) przejdę więc do opisania stylizacji, która ma mieć klimat bardziej spooky niż romantic. Ciężko w końcu o wdzięczniejszy temat w historii ludzkości niż nieszczęśliwe miłości i sercowe problemy zakochanych >D


Sukienką najbardziej pasującą do stworzenia zestawu okazała się być szyfonowa OP od Mystery Garden, która miała już swoją letnią odsłonę w stylizacji "Mad Tea Party: Red Queen's Castle". Nie oszukujmy się jednak, luty nie należy do najcieplejszych miesięcy, dlatego też konieczne okazało się ubranie pod spód czegoś z długim rękawkiem. Wprawdzie mam trochę czarnych szyfonowych koszul, ale jak szaleć to szaleć na całego! Najnowszy nabytek: czerwona szyfonowa koszula z bawełnianą koronką w okolicy dekoltu i szyi. Pod spodem oczywiście znajduje się ciepła, czarna bawełniana bluzka.


 Włosy ozdobione zostały czarnymi kwiatami, do których dopięłam perełki oraz woalkę - symbol żałoby. W końcu spooky walentynki nie mogą mieć happy endu, ba! Nie mogą w ogóle być happy >D


 Podobno miłość zmusza ludzi do popełnienia najgorszych zbrodni, więc aby móc przywdziać czarny woal, pasowałoby najpierw dosypać drugiej połówce czegoś z pierścienia-sekretnika. Mój najnowszy nabytek nadaje się do tego doskonale. Wygląda dość niepozornie, ale w środku spokojnie zmieści się odpowiednia dawka trucizny ♥


 Do tego dwa pierścionki-lisy, w końcu zawistni kochankowie potrafią być chytrzy i przebiegli niczym najprawdziwsze w świecie rudzielce >D


Aby podkreślić walentynkowy klimat zdecydowałam się na rajstopy z motywem serduszek. Najprawdziwszy w świecie kicz, kosztowały u znajomego mniejszościowca całe cztery złote :^ Do sznurowanych kozaków dopięłam po dwie róże: czerwoną oraz czarną (w myśl starego przesądu o którym kiedyś wspomniałam, jakoby dostanie dwóch kwiatów miało przynosić pecha).
Całość uzupełnia cmentarna teczka Restyle, od ostatnich wakacji zwana prześmiewczo "Melty Cemetery". Czy można sobie wyobrazić lepsze miejsce spoczynku dla rozszalałych namiętnością kochanków, niż roztapiający się cmentarz z gałęziami "3D"? >D


 Chciałabym móc dodać coś w stylu "nie lubię walentynek, obchodzę hucznie tłusty czwartek", tyle że nie przepadam za pączkami. Poza tym łatwiej zrobić spooky walentynki niż spooky tłusty czwartek :^


wtorek, 3 lutego 2015

Casual Gothic - sukienki cz. 2

 Nadszedł czas na kolejną część prezentowania casualowej zawartości szafy.
Poprzednia notka z tej serii: "Casual Gothic - sukienki cz.1" ukazała światłu dziennemu (internetowemu) szyfonową część mojej garderoby spod znaku sukienek. Tym razem postanowiłam urozmaicić posta dodając troszkę więcej... koronek >D
Tak, wiem, koronki to zuo w czystej postaci i co jakiś czas popełniam gafę zakładając ich na siebie zbyt wiele. No cóż, z niektórych przyzwyczajeń chyba nigdy się nie wyrasta :'D

Oto i pierwsza sukienka, która w sumie zapoczątkowała mój szał uzupełniania szafy pod kątem letnich i zwiewnych ciuszków:


 Sięgająca mniej więcej połowy uda, lekko rozkloszowana koronkowa sukienka z długimi rękawkami. Tak, długie rękawki na upały to świetny pomysł! Jedyny minus tego egzemplarza to dość głęboki dekolt, przez który po paru spacerach wypaliłam sobie z przodu charakterystyczny "serek" (pomimo używania *parasolki przeciwsłonecznej*) :'D
Sukienka miała już swoją odsłonę w stylizacji "Fading Bats", gdzie zestawiłam ją w najskromniejszy z możliwych sposobów.


 O ile się nie mylę, sukienka wykonana jest z koronki bawełnianej (lub bawełnianopodobnej). Z pewnością jest niezwykle miękka, przyjemna w dotyku i delikatna, a jednocześnie wytrzymała i odporna na zaciągnięcia. Przedstawia piękny floralny motyw kwiatów oraz liści:


 W okolicy talii znajdują się dwa sznureczki, które można zawiązać z tyłu pleców. Sukienka układa się wtedy o niebo lepiej, a dzięki temu, że nie są to grube szarfy, nie muszę martwić się o wbijające się w plecy zgrubienie (każdy kto podróżował w sukience/bluzce z zawiązanymi na kokardę szarfami chyba wie jakie to uczucie, kiedy człowiek chce się wygodnie rozłożyć na siedzeniu, ale coś nieustanie mu to uniemożliwia).
 

Kolejna sukienka: szyfonowa, w militarnym stylu od Atmosphere. Za duża na mnie o parę rozmiarów (zresztą na pierwszym zdjęciu widać, że wygląda jak wór pokutny), urzekła moje serduszko złotymi szamerunkami. Pomimo niemałej ceny postanowiłam ją przygarnąć w nadziei, że uda mi się ją jakoś okiełznać.


Jedyne co mi do tej pory przyszło do głowy to pasek na talię :'D
Przydałby mi się jakiś zwykły ze złotą klamerką, ale na potrzeby zdjęć i udowodnienie, że ów worek może dobrze leżeć, posłużę się paskiem - motylem:


Dekolt sukienki oprócz szamerunków zdobią także złote guziczki (na szczęście znajdujący się z tyłu sukienki, zapinany w okolicy szyi jest taki sam, jak pozostałe), falbana oraz zakładki. Okołomilitarne klimaty ostatnio przypadły mi do gustu. Szkoda tylko, że mam problemy z ich umiejętnym wykorzystaniem.


 Kolejna w mojej garderobie sukienka odcinana pod biustem, bliźniaczo podobna krojem do pierwszej zaprezentowanej w dzisiejszej notce. Lekko rozkloszowana, z długim rękawkiem. Wykonana z flockowanego szyfonu, bardzo delikatna i zwiewna:


 W okolicach ramion oraz na dolnej falbanie sukienka posiada wstawki z czegoś, co niektóre miejsca w internecie określają mianem "koronki tiulowej". Generalnie jest ona cienka i przedstawia dziwny wzór, kojarzący mi się z kwiatami gloriozy (lub peoni, w sumie nie mogę się zdecydować).
 

 Sukienka ozdobiona jest bawełnianą koronką, która od razu przykuła moje spojrzenie. Przekopując sklepy (tak, przekopywanie to zazwyczaj najwłaściwsze słowo) w poszukiwaniu czarnej dream dress najłatwiej jest trafić na paskudztwo obszyte długą, sztuczną koronką. Ta na szczęście nie jest takim potworkiem, przez co idealnie komponuje się z eleganckim a zarazem casualowym charakterem sukienki. Jest to na obecną chwilę chyba najdroższa ze "zwykłych" sukienek jakie kupiłam (udało mi się ją dopaść w sklepie indyjskim, podczas płacenia niemal płakałam). Tak, wzrok was nie myli: sukienka posiada wzór w kropeczki >D
Jestem zdeklarowanym przeciwnikiem tego typu motywów, ale przekonał mnie jeden fakt: są to czarne kropki na czarnym materiale. Seems legit >D


Przykładowy zestaw skomponowany z rzeczy, które akurat miałam pod ręką:


Tak, do tej sukienki koronkowe rajty zdecydowanie pasują >D
Oczywiście w mojej garderobie znajduje się jeszcze sporo innych sukienek oraz tunik, które odpowiednio zestawione pozwalają zachować otoczkę mroczności~~~
Niech tylko zimowe słońce pozwoli mi je w końcu obfocić! </3