czwartek, 25 września 2014

Death of a Dream

 Pewnego pięknego, wakacyjnego dnia wraz z Lubym postanowiliśmy wybrać się na krótką wycieczkę :)


Kierunek: Przeworsk!
Przez lata jeżdżąc pociągami z mojego rodzinnego miasta do Lublina nurtowało mnie pytanie: jak wygląda miasto, z którego ów pociąg przyjeżdża i w którym to kończy swój kurs? Czy jest tam coś wartego uwagi? Oh, well... 
Myślę, że w porównaniu z miastem w którym żyję, nie potrzeba wcale zbyt wiele, 
aby wzbudzić mój kociokwik szczurokwik >D


 Nie będę tutaj wgłębiać się w wikipedyczny opis miasta, wspomnę jedynie o paru miejscach, które mieliśmy okazję odwiedzić.
 Wbrew pozorom spacer nie rozpoczął się od zwiedzania zespołu Pałacowo-Parkowego, a od Pastewnika - Żywego Skansenu (jednak zdjęcia z niego pozwolę sobie pomiąć - skupiłam się na foceniu jedzenia, a nie budynków :'D ). Nie ma w końcu nic ważniejszego, niż konkretnie posilić się przed dłuższą wyprawą. Polecam miejscówkę: ceny śniadań przystępne, jedzenie pyszne a wystrój i atmosfera starej karczmy robią wrażenie.


Dopiero po tak solidnym zastrzyku energii oddaliśmy się zwiedzaniu. Szczerze mówiąc część uwagi musieliśmy poświęcić na odganianie się od komarów, których było tak wiele, że nie dało się normalnie przejść paru kroków, nie mówiąc o spokojnym stanięciu i pozowaniu do zdjęć. Tragedia ._. 
Do tego wysypu komarów z pewnością przyczynił się fakt, że pałac otoczony jest ogrodem w stylu angielskim. Znaleźliśmy co najmniej dwa komarowe zagłębia, które wymusiły na nas ewakuację w trybie natychmiastowym ;_; Jednym z nich był front budynku, z balkonu którego zdawały się spływać zielone pnącza winobluszczu. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak owe miejsce prezentuje się jesienią, kiedy to liście zmieniają kolor na szkarłatny ♥


 Tutaj pozwolę sobie wyjaśnić tytuł notki (chociaż co bardziej sprytne osoby i tak już się połapały o co chodzi >D). Realizując moje marzenie o wyprawie do Przeworska jednocześnie je uśmierciłam: koniec wyobrażania sobie cóż takiego może się tam znajdować. Moje myśli - chociaż miasto jest ładne - nie będą już do niego wracać. Koniec, finito, the end!
Wiedząc jakie będą konsekwencje tej wyprawy, jaką inną sukienkę mogłam wybrać, niż Dream of Ita: "Midsummer Night's Dream"? Ani nie szkoda jej gnieść w pociągu, ani nie szkoda w niej przemykać po parkowych chaszczach, nawet karczemne jedzenie jej nie straszne >D 
Poza tym sukienka ta była śmiercią innego, zaskakująco naiwnego marzenia osoby początkującej w klimatach lolita fashion: repliki są niezłe jakościowo. Nope, nope, nope. Nie są.


 Skoro jesteśmy już przy uśmiercaniu marzeń, to także część biżuterii symbolizuje koniec naiwnych mrzonek wieku dziecięcego. Błękitno-biała broszka przedstawiająca wiatrak, który nieustannie przywołuje w mej pamięci Holandię. Będąc dziećmi wszyscy byliśmy faszerowani obrazem Holandii jako kraju wiatraków, tulipanów oraz pięknych blond-dziewcząt z czepcami na głowie i "klompen" - charakterystycznymi chodakami zsuwającymi się ze stóp. Kolejne duże nope. Daruję sobie opis tego, co miałam okazję tam widzieć i z czym teraz ten kraj obecnie kojarzę.
Kolejne dziecięce marzenie: któż z nas nie śnił o odnalezieniu kwiatu paproci? >D No cóż, pomimo najszczerszych chęci nigdy nie udało mi się go znaleźć, dlatego też jego namiastkę stanowi pierścionek: liść owinięty wokół palca w kolorze srebra, pokryty maleńkimi przezroczystymi szkiełkami, mieniącymi się w świetle niczym kropelki rosy. Pozostałe pierścionki to motyl (uzupełnienie motywu na sukience) oraz srebrny pierścionek z kocim okiem. Do tego białe perełki, dużo białych perełek :>


 Jako, że wyprawa miała miejsce w lipcu (nie muszę chyba nikomu przypominać, jaka aura wtedy panowała), postanowiłam zabrać na nią ażurowy parasol przeciwsłoneczny. Doskonale sprawdził się w terenie, pomagał też odganiać komary >D
Pomimo najgorszych upałów nie zrezygnuję z koszuli do JSK. Do całego zestawu idealnie pasowała delikatna, szyfonowa bluzka z koronką z serii "Dark Symphony" od Lady Sloth.


Jako, że wyprawa nie należała do krótkich, zmuszona byłam postawić na buty Bodyline 170. Gdyby był to krótszy spacer, wybrałabym jakieś delikatniejsze czółenka. Poza tym odnoszę paskudne wrażenie, że paski w połączeniu z granatowymi, koronkowymi rajtami zjadają mi kostkę ._.


 Cały outift utrzymany jest w kolorach granat-czerń-biel. Jedyną torebką pasującą do całości była torba-książka Restyle z wizerunkiem kruka "Magic Spells Notebook". Jakoś się jeszcze trzyma, czego nie mogę powiedzieć o "Cemetery Red", która przy takich upałach zapewne całkiem by się rozpuściła.

 Dość o stylizacji, pora na odrobinkę widoków :D


 Panorama miasta z widokiem na Kościół Bożogrobców, którą udało się wykonać ze szczytu Ratuszu Miejskiego (wejście za darmo, wpis do księgi obowiązkowy >D ). Piękne widoki a do tego zabezpieczenia przed gołębiami lvl expert, warto wspiąć się na sam szczyt >D


Powyżej: wejście boczne do Kościoła Bożogrobców,
poniżej: ujęcia na okoliczne mury.


 Widok na fragmenty murów miejskich wokół kościoła Bożogrobców (brama):


Widok na przypałacowy ogród:


 Generalnie wyprawę mogłabym uznać za udaną, w końcu nacieszyłam oczy pięknymi widokami i zabytkami. Ale...
Ale przegrałam życie! 
W końcu w Przeworsku znajduje się kolejka wąskotorowa "Pogórzanin", z najdłuższym w Polsce tunelem! ;___; Jakimś cudem mi i Lubemu uciekła ta informacja. Czyż nie wspominałam na początku notki o śmierci snów, marzeń etc.? No cóż, jak widać rzeczywistość potrafi zaskakiwać i Przeworsk będzie chodził za mną jeszcze przez jakiś czas >D


Tym pesymistycznym akcentem kończę notkę (wolę jednak zwiedzać "raz a porządnie").
Wszystkim innym polecam dokładniej sprawdzać przed wyjazdem dostępne atrakcje, aby nie przeżyć później takiego szoku jak ja :'D

środa, 17 września 2014

Jan Piwowarczyk - czółenka na platformie z paseczkami

 Stało się - zgodnie ze swoimi zapowiedziami zamówiłam kolejne buty od Jana Piwowarczyka.


Zachęcona tym, jak dobrze trzymają się moje zimowe kozaki stwierdziłam, że wolę zainwestować w jedne, eleganckie czółenka wykonane ze skóry naturalnej według mojej zachcianki, niż kupować plastikowe chińskie buty. Taaak, chińskie gotycko-lolicie obuwie ostatnio wychodzi mi bokiem.


 Moja przygoda z chińszczyzną trwała wieki: zaczęło się od butów Refuse to be Usual, potem była Demonia, Pleaser, Antaina i Bodyline. Wszystkie buty wykonane były ze skóry ekologicznej (tekturowej), a ich platformy już po pierwszym spacerze ulegały nieestetycznemu odkształceniu (zgniatały się). Także inne elementy pozostawiały wiele do życzenia... Wtedy na forum Spookyfashion natknęłam się na wzmiankę o Janie P. - zaryzykowałam i udało mi się >D
Widoczne na pierwszym zdjęciu notki gotyckie sznurowane kozaki na platformie sprawują się świetnie. 
 Podobnie jak za pierwszym razem, przed zamówieniem butów przekopałam mnóstwo zdjęć na internecie zanim ostatecznie wybrałam model, który by mnie interesował. Chociaż w tym przypadku troszkę ciężko mówić o jednym modelu: skleiłam w jeden plik jpg dwa zdjęcia z dwoma modelami, opisując jedynie co z którego chcę mieć w swoich. Szczerze mówiąc sama nie byłam pewna czego chcę, a tu proszę:


 Pan Jan stworzył buty idealne >D
Udało mu się wychwycić i scalić elementy, na których mi zależało. Po otwarciu pudełka chyba największą niespodzianką był dla mnie symbol producenta wytłoczony złotymi literami na wkładkach butów. Troszkę niewyraźny, ale przyjemnie zaskakujący:


 Tym razem obyło się także bez jakichkolwiek przeciągnięć i pomyłek, buty w określonym czasie trafiły w moje ręce. Cena - 250zł z wysyłką - jest moim zdaniem jak najbardziej adekwatna do jakości (oraz tego, że mogłam sama wybrać model buta).


 Buty nie mają charakterystycznego dla loliciego obuwia okrągłego noska. Oprócz jakości chińszczyzny jest to kolejny powód, przez który chyba ostatecznie zrezygnuję z butów lolicich oraz innych produkowanych przez alternatywne firmy. Kiedyś toporne platformy z okrągłymi noskami wydawały mi się szczytem gotyczności, dziś ich kształt drażni mnie. Migdałowy nosek zdecydowanie bardziej do mnie przemawia. Dzięki niemu nogi wyglądają na zgrabniejsze, a buty pasują zarówno do zestawów w stylu gothic lolita, gothic jak i do normalnego, codziennego i eleganckiego outfitu. Słowem do wszystkiego.
 Obcas podobnie jak w przypadku kozaków to słupek:


 Nie lubię szpilek nie tylko ze względów estetycznych - zwyczajnie nie podobają mi się, ale także ze względu na komfort chodzenia. W przerażenie wprawiła mnie natomiast podeszwa: absolutnie płaska, bez żadnych wzorków. Można było się w niej przeglądać ._. Bałam się, że zabiję się podczas chodzenia, ale okazało się, że po kilku wyjściach podeszwa siłą rzeczy stała się matowa. Nie ślizgam się w nich, jest dobrze >D
Obcas na szczęście nie jest pokryty skórą. Miałam kiedyś dwie pary takich butów i obydwie dość szybko straciły życie, ponieważ skóra na obcasie przy moim sposobie chodzenia znika w ekspresowym tempie.


 Obydwie pary mają taką samą wysokość platformy i obcasa: 3cm na 9cm. Buty są jednak tak wyprofilowane, że nie czuć tej różnicy. Są bardzo wygodne i świetnie się w nich śmiga.


 Nieprawdaż, że niebo lepiej niż z okrągłymi noskami? :'D


 Zlecając te zamówienie nie zastanawiałam się, w jaki sposób Pan Jan rozwiąże kwestię paseczków. Paski to podstawa moich wszystkich butów - muszę czuć, że coś trzyma moją stopę, inaczej mój chód staje się niepewny a nogi zaczynają się plątać.
Dolne paski krzyżyją się na środku stopy, górne natomiast okalają kostkę.


 Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że górny pasek można bez problemu zdemontować. Dolny natomiast przytwierdzony jest na stałe, po bokach buta wchodzi pod podeszwę. Na szczęście przy zamówieniu uwzględniono moją uwagę o chudych nogach. Nie przeżyłabym tego rozczarowania, kiedy okazałoby się, że paski zamiast przytrzymywać moją stopę, zwyczajnie dyndają bezładnie. Miałam taką sytuację w przypadku butów Bodyline 192 - nie dało się w nich skrócić paseczków, przez co zmuszona byłam sprzedać je zaraz po przymierzeniu.


 Jak widać, paseczki posiadają klamerki. W przeciwieństwie do butów Bodyline pod klamerkami nie znajdują się jednak zatrzaski ułatwiające ściąganie i zakładanie butów - za każdym razem konieczne jest mozolne grzebanie się przy zapięciu. Mimo wszystko wolę taką opcję, ponieważ straciłam zaufanie do plastikowych chińskich zatrzasków... tradycyjną klamerkę znacznie łatwiej jest wymienić. Minusem tego rozwiązania jest jednak ścieranie się skórki na paskach D: Klamerki są dosłownie parę milimetrów węższe niż paski, przez co materiał ściera się odrobinkę za każdym razem, kiedy jest przeciągany. Nie wiem jak będzie to wyglądać po dłuższym użytkowaniu, na razie widoczne jest wyłącznie z bliskiej odległości.


 Podsumowaując:
Z zamówienia jestem bardzo zadowolona, buty dostają:

-5/5

Minus za lekko ścierającą się skórkę na końcówkach pasków.
Buty wykonano według mojego zamysłu i dostarczono je w określonym terminie.
Miałam okazję już w nich troszkę pochodzić (ha, byłam w nich nawet na weselu >D ), przykładem stylizacja "Gothic Roots" i wyglądają jak nówki.
Polecam w 100% :)

wtorek, 9 września 2014

Casual Gothic - sukienki cz. 1

 W ramach obiecanego jakiś czas temu urozmaicenia - notka ze zwykłymi sukienkami.
Zwykłymi to oczywiście pojęcie względne. Przede wszystkim chodzi o to, że odbiegają one od dotychczasowej (loliciej) konwencji bloga. Po drugie, nie są to sukienki znanych alternatywnych firm za które trzeba zapłacić krocie, nie są one także mroczniastymi welurowymi potworkami z którymi wiele osób utożsamia styl gotycki. Sukienki które obecnie preferuję nie są również ciągnącymi się po ziemi złogami koronek (jak to niegdyś bywało), są za to wygodne, nie ograniczają swobody ruchów (co niegdyś przerabiałam x'D) i idealnie nadają się do tworzenia casualowych gotyckich stylizacji. W zależności od tego z jakich skorzysta się dodatków można przeobrazić się albo w elegancką damę, albo w szalonego kinderemogotha. Albo w coś pomiędzy. W sumie najwięcej zależy od nastroju w danym dniu, a z tym przecież u kobiet naprawdę bardzo różnie bywa >D
Pozwoliłam sobie wybrać parę najciekawszych okazów znajdujących się (w znakomitej większości od niedawna) w mojej szafie. Jest to raczej notka z serii letniej - chociaż lato już niemal przeminęło. Lepiej jednak zabrać się za pisanie późno niż wcale, tak więc do rzeczy:

 Na pierwszy ogień idzie sukienka firmy ASOS, kupiona na lumpexowym targowym stoisku. Miałam okazję zaprezentować ją już w stylizacji "Gothic Roots".


 Jest to chyba jedna z najodważniejszych sukienek w mojej szafie: jest dość krótka, a z przodu (od szyi aż po pas) znajduje się prześwitująca, szyfonowa wstawka. Poza tym górna część z przodu wykonana jest z koronki. Sztucznej, elastycznej, ale prezentującej się dość przyzwoicie. W swoim życiu miałam do czynienia z dziesiątkami (jeśli nie setkami :'D) koronkowych rzeczy. Większość elastycznych koronkowych potworków już po pierwszym ubraniu dorabia się wystających gumeczek, które w trakcie używania mnożą się jak szalone, szpetnie wystając i nie pozwalając się usunąć w żaden racjonalny sposób. Ta koronka na szczęście jest o niebo lepsza od swoich parszywych sióstr. Czyżby to kwestia producenta i odrobinę lepszych materiałów? Nie wiem, ale taką mam nadzieję.


Tył oraz dół sukienki wykonane są z szyfonu. Delikatny i (jak to szyfon) prześwitujący, ale za to idealnie nadający się na letnie upały. Sukienka najlepiej prezentuje się z butami na obcasie, ale z trampkami na trzy centymetrowej platformie też wygląda niczego sobie ;>


 W mojej szafie brakowało zwykłej asymetrycznej sukienki na ramiączkach (co prawda z jedną ostatnio się rozstałam, ale zrobiła się na mnie lekko przyciasnawa >D). Jest to kolejny łup z sh, upolowany obok domu za jedyne 9 zł, kupiony z myślą o upałach. Sukienka jest bardzo prosta, ale dzięki temu daje wiele różnych możliwości.


Asymetryczny dół z przodu kończy się w okolicach kolana, z tyłu natomiast sięga do połowy łydek. Sukienka wykonana jest oczywiście z szyfonu, ale pod spodem ma podszewkę, kończącą się w okolicy połowy uda. Generalnie rzecz ujmując tego typu krój najlepiej prezentuje się z butami na obcasie, ale idąc na zakupy zdarza mi się popełnić ten straszliwy grzech założenia jej do wspomnianych wcześniej trampek na platformie >D


 Ostatnia sukienka jakąś dziś zaprezentuję jest właściwie tuniką :P
Kupiona za - bagatela - 10 zł, posiada przepiękne (przekiczowate) rozkloszowane rękawki. Sam dół również jest dość rozłożysty i z racji tego, że całość kończy się falbaną tuż za pośladkami, wymagana jest asysta szortów. 
O wpychaniu halki pod spód mowy nie ma >D


 Dekolt jest dość głęboki (przez co mam paskudne wrażenie, że jest to coś w rodzaju ero-piżamki), dlatego zwykle spinam go ozdobną broszką. Pod biustem znajdują się dwie szerokie waist ties, również wykonane z szyfonu. Dzięki nim można lepiej podkreślić talię, która troszkę ginie gdzieś między falbaniastym dołem a nietoperzowymi rękawkami.


 Imho, jest to ten typ sukienki, który w zestawieniu z butami na wysokim obcasie nie wyglądałby najlepiej.
Poza tym przez chwilę nabrałam ochoty na bawienie się warstwami z udziałem tej tuniki, jednak najwyraźniej nie jest dane mi ugryźć ten temat z klasą - zniechęciłam się już przy pierwszym podejściu i zbyt prędko nie podejmę się następnego. Warstwy to chyba magiczne coś, które udaje się tylko wybrańcom :'D 


Być może zaprezentowane "okazy" wyglądają bardzo niepozornie, ale tak jak wspomniałam na początku: odpowiedni dobór biżuterii, torebki, rajstop (tak, wiem - nie koniecznie koronkowych/ażurowych >D) oraz ozdób we włosach potrafi zadecydować o tym, czy zwykłe czarne ubranie nabierze charakteru i pomoże w wygodny (oraz godny!) sposób przetrwać upały. W lecie wcale nie trzeba unikać ukochanej czerni aby czuć się komfortowo i alternatywnie ;>

poniedziałek, 1 września 2014

Mystery Garden Red x Black Chiffon OP

* Te straszne uczucie, kiedy obiecujesz sobie koniec zakupów, a w Twojej szafie ciągle pojawiają się
nowe rzeczy </3 *


Jakiś czas temu na pewnej grupie sprzedażowej na facebooku udało mi się wypatrzyć tę oto sukienkę. Cena była dość okazyjna,  mimo to przez dłuższy czas biłam się z myślami "kupić czy nie?". Ostatecznie moje uwielbienie połączenia czerni i czerwieni zwyciężyło i tym oto sposobem sukienka trafiła do mojej szafy.
Jest to już druga rzecz od Mystery Garden, którą udało mi się kupić okazyjnie (pierwszą jest czarna, również szyfonowa bluzka *klik*). Jest to jednocześnie jeden z najstarszych projektów tego niewielkiego polskiego brandu, mocno inspirowany OP Moi-meme-Moitie (oczywiście użyto dość niestandardowych kolorów, dla mnie to jednak wielki plus - zapewne czerń i granat nie wyciągnęłyby z mojego portfela ostatnich zaskórniaków >D ).


Podobnie jak w przypadku koszuli sukienka nie posiada żadnej metki, dzięki której można by było zidentyfikować producenta (ciekawi mnie bardzo, czy nowsze projekty takową posiadają).
Sukienka to idealne na lato OP (one-piece). Wykonana z szyfonu w kolorach czerni i czerwieni, odcinana pod biustem, posiadająca urocze rękawki, dzięki którym nie trzeba przejmować się dobieraniem koszuli (która podczas upałów dodatkowo grzeje). Na dodatek po ubraniu jej okazało się, że jest jak szyta na mój wymiar. Czegóż chcieć więcej? ♥


Z przodu sukienki, w celu lepszego dopasowania, wszyta została gumka. Dodatkowo z tyłu sukienki wszyto dwie tasiemki pełniące rolę waist ties. Muszę przyznać, że sprawiły mi one pewien problem: nie byłam (i w sumie dalej nie jestem) pewna jak należy je wiązać. Googlowanie wskazało dwie metody: kokardę pod biustem (co w moim przypadku wygląda... niespecjalnie) oraz wiązanie z tyłu (bardziej przypadło mi do gustu). Sukienka ozdobiona jest czarną koronką. Nie jest rewelacyjna, ale tragedii też nie ma. Mam jedynie nadzieję, że nie będzie się zbyt szybko niszczyć :x


Jak już wspomniałam, rękawki uformowane zostały w urocze bufki. Bardzo zgrabne i wbrew temu czego obawiałam się najbardziej, wcale nie poszerzają ramion.


Sukienka nie jest spektakularnie rozkloszowana (inspiracja MMM najwyraźniej zrobiła swoje). W sumie jest to plus, ponieważ nie będę rozmyślać nad wpychaniem pod spód halki-potwora >D


Szyfon jest przyjemny w dotyku, świetnie się układa i wygląda na trudny do zaciągnięcia.W paru miejscach znalazłam jednak coś, co od biedy można nazwać skazą materiału: jest to ledwie widoczne zgrubienie w strukturze materiału, ciągnące się przez całą długość. Jest to jednak widoczne z bardzo bliska i chyba mało kto zwróciłby na to uwagę :^


Dół sukienki dzieli się na trzy części: wierzchnia z czarnego szyfonu (tzw. "poły", które można rozchylać), wewnętrzna warstwa z czerwonego (przód) i czarnego szyfonu, oraz czarna podszewka z doszytą czerwoną szyfonową falbaną.


 Kupując sukienkę zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest ona wolna od wad. Sprzedawca wspomniał, iż sukienka posiada defekt w postaci zaprasowanego materiału (lśniąca linia wzdłuż szwu). Jako, że defekt i tak przykryty jest warstwą tiulu, nie jest on  praktycznie widoczny (a z pewnością miał wpływ na cenę).


Falbana przyszyta do podszewki prezentuje się świetnie. Muszę przyznać, że zwykle dość podejrzliwie podchodzę do tego typu rozwiązań: w przypadku sukienki od Surface Spell "Judgement Day" tiul przyszyty do podszewki drażni mnie (podwija się co chwila i zaczepia o halkę). Tutaj sytuacja wygląda całkiem inaczej, materiał elegancko się układa i nie powoduje żadnych problemów (w końcu co szyfon to nie tiul).


Nie przyszło mi do głowy żeby robić zdjęcia sukienki od spodu, dlatego w tym miejscu wspomnę jedynie (i należy wierzyć mi na słowo), że do zabezpieczenia brzegów materiału użyto (ku mojemu zdziwieniu) paru sposobów. Nie jestem specjalistą w szyciu i brak mi nawet profesjonalnego słownictwa do opisania tego, tak więc mam nadzieję, że nic nie pokręcę :x


Pierwszy sposób to oczywiście overlock, drugi to podwinięcie (założenie?) materiału dwa razy tak, aby się nie strzępił, trzeci to użycie zwykłego ściegu zygzakowego. Nie wiem dlaczego wszystkich brzegów materiału nie obszyto overlockiem (nie liczę oczywiście dołu falban i innych widocznych miejsc), ważne jest tylko to, że nic się nie pruje a całość mimo wszystko wygląda solidnie.


Z tyłu wzdłuż szwu sukienka lekko się marszczy, poza tym wstążka przyszyta jest odrobinkę koślawo. Widoczne jest to jednak z bardzo bliska (a jakoś wątpię, żeby ktoś dokonywał aż tak dokładnych oględzin sukienki na mnie... a nawet jeśli by spróbował, to zapewne dostałby parasolem po głowie >D ). Mam także lekkie zastrzeżenia co do odcieni czerwieni wstążki oraz szyfonu, ale łotever: życie mnie nauczyło, że zestawienie pasujących do siebie czerwieni to lvl hard.


Miłym zaskoczeniem była dla mnie długość wszytego zamka. O ile w praktycznie wszystkich sukienkach dokonuję niemal "larwalnego" przeciśnięcia się przez sukienkę (okupionego modlitwą o nie pozostawienie tapety na nietanim i niełatwym w czyszczeniu ubraniu) o tyle tutaj mogę z nonszalancją wskoczyć w sukienkę bez dodatkowego bojowego nastawienia na zmaganie się z zamkiem.
Sama podszewka... jest.
Jest cienka i trochę się mnie, ale letniej, codziennej sukience lepsza nie potrzebna. Poza tym dzięki połączeniu szyfonu oraz cienkiego poliestru użytego do uszycia podszewki sukienka jest naprawdę lekka i wystarczy zwykła, niezbyt obszerna halka, aby otrzymać zadowalające rozkloszowanie.


Z racji tego, że sukienka kupiona została z defektem i zdawałam sobie sprawę z tego, że nie dostanę produktu z wysokiej półki, wstrzymam się z oceną (chociaż uwzględniając stosunek cena/jakość byłaby ona zdecydowanie pozytywna). Dodam tylko, że z sukienki jestem bardzo zadowolona: jest naprawdę piękna, świetnie leży, pasuje do przeklętej cmentarnej torby i na pewno nie rozstanę się z nią zbyt prędko >D