Pewnego pięknego, wakacyjnego dnia wraz z Lubym postanowiliśmy wybrać się na krótką wycieczkę :)
Kierunek: Przeworsk!
Przez lata jeżdżąc pociągami z mojego rodzinnego miasta do Lublina nurtowało mnie pytanie: jak wygląda miasto, z którego ów pociąg przyjeżdża i w którym to kończy swój kurs? Czy jest tam coś wartego uwagi? Oh, well...
Myślę, że w porównaniu z miastem w którym żyję, nie potrzeba wcale zbyt wiele,
aby wzbudzić mój kociokwik szczurokwik >D
Nie będę tutaj wgłębiać się w wikipedyczny opis miasta, wspomnę jedynie o paru miejscach, które mieliśmy okazję odwiedzić.
Wbrew pozorom spacer nie rozpoczął się od zwiedzania zespołu
Pałacowo-Parkowego, a od Pastewnika - Żywego Skansenu (jednak zdjęcia z niego pozwolę
sobie pomiąć - skupiłam się na foceniu jedzenia, a nie budynków :'D ).
Nie ma w końcu nic ważniejszego, niż konkretnie posilić się przed dłuższą
wyprawą. Polecam miejscówkę: ceny śniadań przystępne, jedzenie
pyszne a wystrój i atmosfera starej karczmy robią wrażenie.
Dopiero po tak solidnym zastrzyku energii oddaliśmy się zwiedzaniu. Szczerze mówiąc część uwagi musieliśmy poświęcić na odganianie się od komarów, których było tak wiele, że nie dało się normalnie przejść paru kroków, nie mówiąc o spokojnym stanięciu i pozowaniu do zdjęć. Tragedia ._.
Do tego wysypu komarów z pewnością przyczynił się fakt, że pałac otoczony jest ogrodem w stylu angielskim. Znaleźliśmy co najmniej dwa komarowe zagłębia, które wymusiły na nas ewakuację w trybie natychmiastowym ;_; Jednym z nich był front budynku, z balkonu którego zdawały się spływać zielone pnącza winobluszczu. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak owe miejsce prezentuje się jesienią, kiedy to liście zmieniają kolor na szkarłatny ♥
Tutaj pozwolę sobie wyjaśnić tytuł notki (chociaż co bardziej sprytne osoby i tak już się połapały o co chodzi >D). Realizując moje marzenie o wyprawie do Przeworska jednocześnie je uśmierciłam: koniec wyobrażania sobie cóż takiego może się tam znajdować. Moje myśli - chociaż miasto jest ładne - nie będą już do niego wracać. Koniec, finito, the end!
Wiedząc jakie będą konsekwencje tej wyprawy, jaką inną sukienkę mogłam wybrać, niż Dream of Ita: "Midsummer Night's Dream"? Ani nie szkoda jej gnieść w pociągu, ani nie szkoda w niej przemykać po parkowych chaszczach, nawet karczemne jedzenie jej nie straszne >D
Poza tym sukienka ta była śmiercią innego, zaskakująco naiwnego marzenia osoby początkującej w klimatach lolita fashion: repliki są niezłe jakościowo. Nope, nope, nope. Nie są.
Skoro jesteśmy już przy uśmiercaniu marzeń, to także część biżuterii symbolizuje koniec naiwnych mrzonek wieku dziecięcego. Błękitno-biała broszka przedstawiająca wiatrak, który nieustannie przywołuje w mej pamięci Holandię. Będąc dziećmi wszyscy byliśmy faszerowani obrazem Holandii jako kraju wiatraków, tulipanów oraz pięknych blond-dziewcząt z czepcami na głowie i "klompen" - charakterystycznymi chodakami zsuwającymi się ze stóp. Kolejne duże nope. Daruję sobie opis tego, co miałam okazję tam widzieć i z czym teraz ten kraj obecnie kojarzę.
Kolejne dziecięce marzenie: któż z nas nie śnił o odnalezieniu kwiatu paproci? >D No cóż, pomimo najszczerszych chęci nigdy nie udało mi się go znaleźć, dlatego też jego namiastkę stanowi pierścionek: liść owinięty wokół palca w kolorze srebra, pokryty maleńkimi przezroczystymi szkiełkami, mieniącymi się w świetle niczym kropelki rosy. Pozostałe pierścionki to motyl (uzupełnienie motywu na sukience) oraz srebrny pierścionek z kocim okiem. Do tego białe perełki, dużo białych perełek :>
Jako, że wyprawa miała miejsce w lipcu (nie muszę chyba nikomu przypominać, jaka aura wtedy panowała), postanowiłam zabrać na nią ażurowy parasol przeciwsłoneczny. Doskonale sprawdził się w terenie, pomagał też odganiać komary >D
Pomimo najgorszych upałów nie zrezygnuję z koszuli do JSK. Do całego zestawu idealnie pasowała delikatna, szyfonowa bluzka z koronką z serii "Dark Symphony" od Lady Sloth.
Jako, że wyprawa nie należała do krótkich, zmuszona byłam postawić na buty Bodyline 170. Gdyby był to krótszy spacer, wybrałabym jakieś delikatniejsze czółenka. Poza tym odnoszę paskudne wrażenie, że paski w połączeniu z granatowymi, koronkowymi rajtami zjadają mi kostkę ._.
Cały outift utrzymany jest w kolorach granat-czerń-biel. Jedyną torebką
pasującą do całości była torba-książka Restyle z wizerunkiem kruka "Magic Spells Notebook". Jakoś się jeszcze trzyma, czego nie mogę powiedzieć o "Cemetery Red", która przy takich upałach zapewne całkiem by się rozpuściła.
Dość o stylizacji, pora na odrobinkę widoków :D
Panorama miasta z widokiem na Kościół Bożogrobców, którą udało się wykonać ze szczytu Ratuszu Miejskiego (wejście za darmo, wpis do księgi obowiązkowy >D ). Piękne widoki a do tego zabezpieczenia przed gołębiami lvl expert, warto wspiąć się na sam szczyt >D
Powyżej: wejście boczne do Kościoła Bożogrobców,
poniżej: ujęcia na okoliczne mury.
Widok na fragmenty murów miejskich wokół kościoła Bożogrobców (brama):
Widok na przypałacowy ogród:
Generalnie wyprawę mogłabym uznać za udaną, w końcu nacieszyłam oczy pięknymi widokami i zabytkami. Ale...
Ale przegrałam życie!
W końcu w Przeworsku znajduje się kolejka wąskotorowa "Pogórzanin", z najdłuższym w Polsce tunelem! ;___; Jakimś cudem mi i Lubemu uciekła ta informacja. Czyż nie wspominałam na początku notki o śmierci snów, marzeń etc.? No cóż, jak widać rzeczywistość potrafi zaskakiwać i Przeworsk będzie chodził za mną jeszcze przez jakiś czas >D
Tym pesymistycznym akcentem kończę notkę (wolę jednak zwiedzać "raz a porządnie").
Wszystkim innym polecam dokładniej sprawdzać przed wyjazdem dostępne atrakcje, aby nie przeżyć później takiego szoku jak ja :'D