środa, 28 maja 2014

Bodyline Black Punk JSK


Pora na recenzję. Tym razem pod lupę idzie sukienka Bodyline z działu "Punk", co jednak wcale nie przeszkadza mi w tworzeniu stylizacji z jej udziałem w klimacie gothic lolita :>


Sukienka nie jest już dostępna na stronie Bodyline. Na jej miejsce wstawiona została bardzo podobna - właściwie zmieniono tylko print.
Muszę przyznać, że na zdjęciach które widywałam na internecie i które skusiły mnie do zakupu nadruk prezentował się ciekawiej. Jest to pewnie kwestia tego, że zdjęcia nie były zbyt szczegółowe, poza tym print skrywa się pod szyfonowymi falbanami.

Mimo tego wszystko byłoby ok, gdyby nie stan, w jakim sukienka do mnie dotarła. Był to mój pierwszy zakup na facebookowej ogólnoświatowej "loliciej" grupie sprzedażowej i jak się później okazało - był on niezbyt udany. Osoba sprzedająca sukienkę określiła jej stan jako bardzo dobry. Kiedy paczka przybyła do domu byłam niestety za granicą, dlatego też odebrali ją rodzice. Pierwsze rozczarowanie: opakowanie było uszkodzone, wystawał z niego tiul (do wysłania paczki z USA użyto zwykłej koperty!). Pani na poczcie powiedziała: "albo bierzecie paczkę, albo odsyłamy". Rodzice niezbyt chętnie ale paczkę wzięli. Tiul który wystawał mógł ulec uszkodzeniu - ok. Problem polega na tym, że wystawał go tylko kawałek, podczas gdy uszkodzenia (mniejsze lub większe) widoczne są wzdłuż wszystkich tiulowych falban. Dodatkowo sprzedawca kłamał w sprawie rozmiaru - zamiast Mki dostałam sukienkę, w którą mogłabym się dwa razy zmieścić (udało mi się ją na szczęście zwęzić do odpowiedniego rozmiaru). Cóż więcej? Sprzedawca pominął brak waist ties. Nie zostały one jednak wyprute, a zwyczajnie wycięte, pozostawiając strzępy nieobszytego materiału po bokach.
Po obejrzeniu sukienki wewnętrznie się zagotowałam. Niestety - obejrzałam ją parę miesięcy po tym, jak dotarła do domu. Nie muszę chyba dodawać, że po sprzedawcy śladu już nie było i pretensje mogę mieć tylko do siebie.

Powyższy akapit jest ku przestrodze: widząc naszą wymarzoną kiecę sprzedawaną przez internet w - nomen omen - nieoficjalny sposób, należy być gotowym na różne niespodzianki. Czasem lepiej sobie odpuścić.

Wracając jednak do recenzji >D
Sukienka jest pięknie rozkloszowana i chyba to urzekło mnie najmocniej. Mało kiedy mam okazję spotkać JSK z tak bogato marszczonym dołem,  mieszczącą naprawdę potężny puff.


Górna część sukienki na samym środku posiada wszytą elastyczną koronkę z motywem kwiatowym, która do złudzenia przypomina materiał używany do szycia sieciówkowych koronkowych bluzek. Ten koronkowy koszmarek po bokach obszyty został marszczoną czarną falbaną, do tego dołożono gorsetowe sznurowanie. Sporo tego wszystkiego, ale tragedii nie ma. Jest to jedno ze starszych dzieł projektantów BL, tak więc miejmy litość ;)
Góra sukienki oraz ramiączka obszyte zostały bawełnianą koronką (jak widać lekko się strzępi). Och, fioletowa plama. Tak bardzo bardzo dobry stan sukienki.


Z tyłu ramiączka zapinane są na guziczki. Posiadają dwie dziurki, dzięki którym można regulować ich długość.


Zarówno ramiączka jak i boki sukienki pokryte są printem. Printem w perełki i parasolki ozdobione kokardkami, różami oraz innym słodkim badziewiem.


I tutaj pierwsza niespodzianka (tym razem od producenta a nie poprzedniej właścicielki...):


Materiał znajdujący się u góry i materiał użyty do uszycia spódnicy drastycznie się różnią. Nie tylko nadrukiem, lecz także odcieniem: górny jest czarny ale wpada w granat, podczas gdy dolny jest czarny wpadający w szaro-zielonkawą czerń. Po latach doświadczeń z czernią wyróżniam tyle jej odcieni, że takie niedopasowanie od razu gwałci mój wzrok.


 O ile print u góry jest słodki, o tyle nadruk u dołu jest drapieżny: przedstawia róże z liśćmi i drut kolczasty. Nieco tandetne, ale widziało się gorsze rzeczy.
Gorzej, że print jest wybrakowany. Nie wiem czy to efekt zamierzony (jakoś w to wątpię), ale róże posiadają czarne plamy, tak, jakby zabrakło farby. Jako, że całość i tak zakryta jest tiulem, nie rzuca się to specjalnie w oczy.


Dół sukienki obszyty jest falbaną z czarnego materiału:


Wygląda to nieźle, praktycznie brak wystających nitek.


W okolicy talii wszyty został tiul. Nie szczędzono go, dzięki czemu sukienka naprawdę ładnie się układa. Dół tiulu (tak jak printowy dół sukienki) obszyty jest marszczonym czarnym materiałem, na który dodatkowo naszyta została warstwa marszczonego tiulu. Całość wieńczy elastyczna koronka (taka sama jak w okolicach biustu).


Co zaś się tyczy samego tiulu...


Ciężko mi stwierdzić czy to sprawka poprzedniej właścicielki, czy tak faktycznie wygląda tiul którego Bodyline użyło do uszycia sukienki. 


 Tiul jest "bogato zdobiony czarnymi plamami, które można z niego bez większego problemu zeskrobać". Coś mniej więcej takiego ciśnie mi się na usta. Tiulowe zeskrobiny:


 Właśnie tego typu rozerwania tiulu widoczne są na prawie całej jego długości. Tak jakby coś go szarpnęło powodując naddarcia, jakby ktoś go przysiadł a poprzednia właścicielka wstała... sama nie wiem. I chyba nie chcę wiedzieć.


Ostatecznie jest to widoczne tylko wtedy, kiedy ktoś zacznie bardzo dokładnie badać sukienkę. Na pierwszy, drugi a nawet trzeci rzut oka zniszczenia te są niewidoczne (poza tym sukienka zyskuje +10 punktów do punkowego, brudaśnego klimatu).


Z tyłu sukienki znajduje się shirring:


Gorsetowe sznurowanie sama dorobiłam, w ramach dodatkowego zwężania tego monstrum.


Z racji tego w jakim stanie sukienka trafiła w moje ręce nie mogę wystawić oceny.
Ostatecznie pozostanie ona w mojej szafie prawdopodobnie na zawsze, jako "sukienka terenowo-wyjazdowa", o której wymięcie/zalanie/jakiekolwiek zniszczenie nie będę się musiała martwić. Ot, taka naprawdę codzienna sukienka.
Do tej pory użyłam jej raz, w jesiennej stylizacji "Grey Roses". Za jakiś czas pochwalę się nowym, tym razem wiosennym zestawem :>


Na koniec dodam jeszcze, że poprzednia właścicielka była (podobno) pierwszą. Tutaj widać różnicę w tym, jak poszczególne osoby traktują ubrania. Sukienka Pyon Pyon przebyła długą drogę zanim trafiła w moje ręce, a trafiła w nie w stanie idealnym.
Tym oto akcentem kończę recenzję i mam nadzieję, że nikt inny nie natnie się podczas zakupów tak jak ja.

18 komentarzy:

  1. Biedna sukienka. ;-;
    Widziałam jej nową wersję na stronie Bodyline i bardzo mi się podobała, nawet byłam trochę zdziwiona czemu jest w Punku. ^^''

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sukienka jest naprawdę biedna, musiała przejść coś strasznego zanim do mnie trafiła D:
      Sama również dziwię się, dlaczego BL umieściło młodsze siostry mojej kiecuszki w tym dziale. Raczej niewiele osób tam zagląda :c

      Usuń
  2. Szkoda, że trafiłaś na taką nieuczciwą osobę. Nie mogę pojąć po co ludzie kłamią i zatajają zniszczenia. Już sam fakt, w jakim stanie sukienkę dostałaś nie świadczy najlepiej o poprzedniej właścicielce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, najwyraźniej zależało jej na tym, żeby pozbyć się sukienki za wszelką cenę. Wiedziała też, że jeśli kupujący jest z Europy, to ominie ją przykra wizyta wściekłej nowej właścicielki w jej domu :P

      Usuń
  3. Sukienka sama w sobie ma krój zdecydowanie nawiązujący do lolity, punkowy jest moim zdaniem tylko print, ale Bodyline ma widać swoje własne kategorie, którymi kieruje się przy dodawaniu rzeczy do poszczególnych działów^^' Ciężko natomiast uwierzyć, jak niektórzy ludzie potrafią być nieuczciwi jeśli chodzi o opisy przedmiotów sprzedawanych za pośrednictwem internetu... Mnie osobiście w głowie się to nie mieści. Pamiętam jak przybyła do mnie słowikowa JSK, którą odkupiłam na Allegro. Pomijam już fakt, że dużą, ciężką, aksamitną kieckę wciśnięto do zwykłej koperty, bez folii bąbelkowej, bez żadnego innego zabezpieczenia i wysłano jako list, choć płaciłam za paczkę. A jeśli chodzi o jej stan - w aukcji było wyraźnie napisane, że sukienka jest nowa, ledwo przymierzona (oczywiście umieszczono jedynie zdjęcie producenta, na pytanie o zdjęcia rzeczywiste sprzedawca nie odpowiedział, a mnie tak zależało na tym modelu, że mimo to się skusiłam...), a gdy otworzyłam kopertę okazało się, że wszystkie cztery kokardki latają luzem oderwane od sukienki, jeden ze słowików nie miał "oka", wstążka od wiązania była zwinięta w rulon gdzieś na dnie koperty, a od kokardy oderwał się sznur koralików, które rozsypały się na podłogę po otworzeniu przesyłki... Zajęło mi trochę czasu nim doprowadziłam sukienkę do stanu, który mogłam zaprezentować na blogu...

    Uważam jednak, że to dobrze gdy niektóre sukienki po przejściach trafiają w końcu do takich osób jak my, szanujących swoje rzeczy. Dzięki temu mogą przynajmniej zostać "uratowane".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli nie tylko ja mam dramatyczne przeżycia związane z ratowaniem sukienki D: Zapomniałam u góry dopisać, że duża część tiulu (kawałki mające nawet 15-20 cm długości) wymagały przyszycia. Tiulowe falbany były solidnie poprute i myślałam, że nie uda mi się ich w żaden sposób podszyć. Spędziłam nad tym troszkę czasu, ale na szczęście co większe dziury udało mi się wyłapać i zacerować. Mniejsze (tak jak ta na zdjęciu) udało mi się uwiecznić w ostatniej chwili - wpadłam w taki szał podszywania, że zapomniałam, iż dziury pasowałoby najpierw uwiecznić dla potomności.

      Ciężko mi uwierzyć, że słowikowa sukienka miała aż takie obrażenia, serce mi się kraje na samą myśl o tym ;___;

      Usuń
    2. Oj nie i na pewno znalazło by się jeszcze kilka innych osób, które mają podobne doświadczenia. To naprawdę demotywujące jak ludzie potrafią być nieuczciwi...
      Ja przeżyłam taki szok z chwilą wyjęcia sukienki z koperty, że nie byłam w stanie niczego wówczas fotografować. Było to zresztą wieczorem zimowa porą, więc z ewentualnymi zdjęciami musiałabym czekać do następnego dnia, jednak nie mogłam znieść myśli, że sukienka mogłaby leżeć w takim stanie choćby chwilę dłużej. Teraz trochę żałuje, że nie zrobiłam choćby ogólnych zdjęć, bo nikt mi nie wierzy gdy opowiadam tą historię:'D Cóż, większość rzeczy udało się naprawić, ale niestety aksamit po dziś dzień nosi kilka odciśniętych śladów (wyglądają, jakby ktoś przewiązał sukienkę sznurkiem), których w żaden sposób nie mogę się pozbyć.

      Usuń
    3. Podoba mi się ta sukienka. Przywodzi mi na myśl punkowo-lolicie firmy japońskie.
      A co do uszkodzeń i nieuczciwych sprzedawców - już nie wiem, co lepsze. Kłamca, czy uszkodzenia z winy kuriera... Mnie spotkało własnie to drugie:
      http://imgur.com/a/1LnyV

      Usuń
    4. Widziałam na fejsie, prawdziwa masakra D: O ile sukienkę można jeszcze zszyć, o tyle z parasolem niewiele da się zrobić ._.

      Usuń
  4. moze przesadzam ale jak dla mnie to jest Auschwitz JSK i ten print jest średnio smaczny w naszej szerokosci geograficznej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drut kolczasty = Auschwitz i obozy zagłady? Poważnie? W życiu bym tego tak nie skojarzyła. Jeśli print jest "średnio smaczny", to ogrodzenia przy ważnych budynkach/obiektach wojskowych budzą zapewne masę zgorszenia i w ogóle są szczytem antysemityzmu/dobrego smaku/dopisz-domaluj inne brednie. Pewnie używanie pieców w naszej szerokości geograficznej również jest "średnio smaczne"...

      Usuń
    2. No, to jeden z częściej używanych motywów jeśli chodzi o miejsca zagłady.
      Cała ikonografia czeskich Lidic na tym bazuje. Jak popatrzysz na pocztówki, czy ulotki z tego miejsca to wszystkie wygladaja bliźniaczo jak bodylajnowy print.
      http://www.excatholicsforchrist.com/images/heydrichstamp.jpg
      http://thumbs3.ebaystatic.com/d/l225/m/mLLhYBen89rmU3j8ZJnwv4g.jpg
      http://newsimg.bbc.co.uk/media/images/44384000/jpg/_44384746_holocaust8_416pa.jpg
      http://s2.reutersmedia.net/resources/r/?m=02&d=20090902&t=2&i=11448420&w=580&fh=&fw=&ll=&pl=&r=2009-09-02T163803Z_01_BTRE5811A7L00_RTROPTP_0_POLAND
      to też bardzo często spotykana forma na uczczenie więźniów politycznych w obozach koncentracyjnych.
      I tak jak u niektórych krzyże na sukienkach budzą niesmak, tak dla mnie niesmaczne jest używanie w celach komercyjnych martyrologicznej symboliki.
      Czekam na print w żółte gwiazdy Dawida, które Żydzi musieli nosić przyszyte do ubrań.

      Usuń
    3. Gdyby tak wgłębiać się w printy, to do każdego można się przyczepić twierdząc, że znaczy coś więcej niż zwykły nadruk na materiale (i notabene kogoś obraża/razi czyjeś uczucia).
      Motyw róż i druta kolczastego jest jednym z najbardziej popularnych (a nawet wręcz kiczowatych) motywów, które można spotkać w szerokich kręgach kultury alternatywnej (rockowej, punkowej itd). Do tego często dochodzi symbol czaszki. Czekam na bojkot wszystkich firm, które w swojej ofercie mają sukienki, spódnice, gorsety, torebki, koszulki i całą masę innych rzeczy z tego typu printem. A jest ich naprawdę masa. Ach, tatuaże, zapomniałam o nich. Może należy zrobić akcję wycinania skóry osobom, które skusiły się na ten motyw ze względów czysto estetycznych (bo im się spodobał)? A może ustawowo zakazać używania tego motywu i zarezerwować go tylko do jednego celu?
      Jeśli tak bardzo przeszkadza Ci ten print, to pisz do Yana, może (niedajbosze) ma gdzieś zapas materiału i zechce jeszcze pozarabiać?

      Srsly, wrzuć na luz i pogódź się z tym, że nikt nie wyprodukował tej sukienki chcąc zarabiać na czyjejś tragedii. Kultura masowa jest przesiąknięta tym motywem, a jako, że jest atrakcyjny wizualnie nic tego nie zmieni.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że pomimo wszystkich defektów jest całkiem niczego sobie ;)

      Usuń
  6. Ładna sukienka. Szkoda, że trafiła do Ciebie podniszczona. Ja raz kupiłam na Czarnym Markecie na FB koronkową długą spódnicę, która, według poprzedniej właścicielki, była "trochę podniszczona". W praktyce oznaczało to kilka dziur w wierzchniej warstwie, większych i mniejszych, ze trzy lub cztery długości ponad 10 cm. Zacerowałam je, bo spódnica naprawdę ładna, ale co się nad tym nasiedziałam to moje. :P
    A co do jakości użytych materiałów przez BL. Cóż, nie mam specjalnie styczności z lolicimi ubraniami, ale trochę się tym stylem interesuję i wiem, że ciuchy w tym klimacie potrafią kosztować sporo (moim wielkim marzeniem jest posiadać coś marki Moi-Meme-Moitie, ale Mana-sama ogromnie się ceni, a dodaj do tego koszt wysyłki x_x). A BL jest marką dość tanią, stąd pewnie tanie rozwiązania typu elastyczne koronki i niedopasowane odcieniami materiały.

    CatiFrey

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, w Polsce też można się naciąć na nieuczciwych sprzedawców. Ja kupiłam rozkloszowaną sukienkę, która zamiast kruczo-czarnej okazała się być całkiem sprana. No i ten smutny fakt, że wymiary się nie zgadzały i sukienka wisi na mnie biednie a przy okazji jest przykrótkawa, tak więc nawet w domu w niej nie chodzę ._.
      Co do Bodyline to różnie bywa. Wydaje mi się, że tutaj w grę wchodzi głównie to, że sukienka jest starym modelem. Dwa nowe, w sumie o identycznym kroju, wydają się być uszyte z jednolitego materiału. Koronkę z przodu mogliby sobie całkiem odpuścić, wtedy sukienka byłaby niezła. Tak czy inaczej w ich projektach widać jakiś postęp, tak więc jest nadzieja :>

      Usuń